10.7.19

Przystanek Europa



Nishiki

~ 1975 ~

Nie pozwól nikomu decydować o twoim życiu, bo wtedy zostaniesz kimś, kim nie powinnaś być. Będziesz nikim. Będziesz człowiekiem na zawsze skłóconym z życiem.” Margaret Starks




Przemierzałem daleką drogę, nie potrafiąc przyzwyczaić się do warunków panujących w samolocie. Na samym początku miałem wrażenie, jakby jakaś moc nieczysta zamknęła mnie  za grzechy w kapsule, z której nie było szans się wydostać. Podczas startowania przeraziłem się siły, jaka wgniatała moje ciało w fotel. Musiała minąć dobra chwila, zanim zdołałem przyzwyczaić się do ciśnienia, ponieważ byłem przyzwyczajony do tego bytującego przy powierzchni ziemi. Pierwszy raz mogłem poczuć się jak większość obywateli, którzy coraz częściej wybierali takowy środek transportu. Jedyne co mnie tak naprawdę urzekło i w jakimś stopniu uspokajało, to widoki, które rozpościerały się za maleńkim okienkiem. Chmury całkiem ciekawie wyglądały od góry, więc chociaż w takim stopniu potrafiłem wyciszyć swoje jestestwo i starać zrelaksować się podróżą. Mimo że owa czynność graniczyła z cudem.
Kierowałem się do Moskwy. Nie warto głowić się, dlaczego właśnie to miasto obrałem za pierwszy cel mojej podróży.  Tak naprawdę musiałem dostać się do Szwajcarii, jednakże w planach miałem stopniowo poruszać się po Europie. Obcy kontynent nie zwiastował niczego dobrego, wręcz przeciwnie. Coraz więcej z nas opuszczało Azję, myśląc, że odnajdą azyl gdzieś z dala od Japonii. Wiadomości o naszym istnieniu zdążyły obiec cały świat, dlatego mieszkańcy innych państw również popadli w paranoję.
Nie potrafiłem cieszyć się z faktu, iż z każdą minutą oddalałem się od państwa, w którym jedyne co mnie mogło czekać to zgładzenie. W głębi duszy wiedziałem, że pomimo ostatnio zaistniałych sytuacji byłem skłonny tęsknić za miejscem, w którym żyłem od samego początku. Trudno było sobie samemu wybaczyć opuszczenia nie tyle co rodzinnej miejscowości, to kogoś bliskiego. I co  z tego, że  ta osoba potrafiła się  z tym wszystkim pogodzić, skoro wciąż nawiedzało mnie widmo własnego sumienia? Nie cierpiałem życia za to, że odbierało nam najpotrzebniejszych ludzi, a mimo wszystko zdecydowałem się obrać drogę samotnika.
Wyglądało to trochę tak jakbym cofał się do tego starego, pesymistycznego Nishiki’ego, który nie potrafił cieszyć się z niczego i prawie wszędzie dostrzegał zagrożenie swojego bytu. Od samego początku nie miałem w życiu kolorowo i kiedy udało mi się wreszcie wyjść na prostą, wszystko musiało powrócić do starości. Zostałem sam, bez rodziny, bez miłości. Stałem się uschniętym badylem, którego losy dążyły tylko w jednym możliwym kierunku.
Starałem się pozostawać na uboczu oraz unikać rozmowy z obcymi. To nie tak, że bałem się nawiązać z innymi kontaktu. Po prostu nie czułem potrzeby otworzenia ust i wtrącenia się w jakąkolwiek dyskusję. Wystarczająco podenerwowany, ostatnim o czym myślałem, to o konwersacji z randomowym człowiekiem. Nie byłem ciekaw Europy, nowych miejsc ani przyszłości. To co miało na mnie czekać i tak było przesądzone z góry, a każdy kto czytał Edypa wie, że żadna żyjąca istota nie ucieknie przed własnym fatum.
Największy problem stanowiło moje pochodzenie. Gdybym nie był ghoulem, zapewne żyłbym dalej w Japonii i poruszał się do przodu. Natomiast teraz odnosiłem wrażenie, jakbym po prostu pozostawał w miejscu, w sytuacji, z której nie da się wydostać. Egzystowałem w prymitywnej płaszczyźnie, która chciała stłamsić moje istnienie.
Ciszę w samolocie przerwało głośne burczenie mojego brzucha. Poirytowany starałem się nie przejmować ciekawskimi spojrzeniami innych pasażerów. Starałem się przed wylotem najeść, aczkolwiek ciężko było pożreć całego człowieka, którego znalazłem tuż po śmiertelnym wypadku, mniej więcej dwa kilometry za moją wsią. Z jakieś powodów moje sumienie nakazywało mi odgryźć tylko dłonie i parę palców u stóp, byleby nie naruszyć bardziej ciała nieboszczyka. Byłem głupcem, gdyż w przeciwnym wypadku nie odczuwałbym głodu. Jakaś część mnie zbratała się z ludźmi, więc być może z tego powodu starałem się mieć do nich szacunek. Nawet jeśli to nie działało w obie strony.
Czekałem piętnaście minut zanim zdecydowałem się zamówić kawę u stewardessy. Tylko w taki sposób mogłem załagodzić nieprzyjemne ssanie w żołądku. Nie chciałem wypić jej za dużo, aby nie wzbudzić żadnych podejrzeń. Choć gorący napój kusił, zacisnąłem zęby i pochłonąłem tylko małą czarną. Do Moskwy mieliśmy dolecieć lada chwila, więc nie było możliwości, żebym nie wytrzymał.
Kimi kiedyś zadała mi nurtujące pytanie, w jaki sposób kawa pozwala nam na chwilową potrzebę zaspokojenia pragnienia zjedzenia ludzkiego mięsa. Sam dokładnie nie wiedziałem, dlaczego akurat ten napój ułatwiał nam sytuację powstrzymania się od konsumpcji. Smak kawy w żadnym stopniu nie przypominał mięśni czy skóry. W każdym razie smakował nam i przede wszystkim nie wywoływał mdłości.
Nie ważne w jakim kierunku wędrowały moje myśli, ale za każdym razem zatrzymywały się na moich krewnych oraz na Kimi. Mimo że jako jedyna zdołała przeżyć, nawet z niej byłem zmuszony zrezygnować. Nie zamierzałem wzbudzać czyjegoś współczucia, cierpienie wolałem ulokować głęboko w sobie. Tak się czułem najlepiej – zewnątrz twardy jak skała, w środku skruszony niczym lód, ale w taki sposób, że nie sposób było to odgadnąć.
Począłem zastanawiać się, co Kimi porabiała w tym momencie. Oczywiste, że za mną tęskniła, w końcu była moją dziewczyną, Można by rzec, że wciąż uważałem ją za swoją własność, aczkolwiek zdawałem sobie sprawę, iż możemy się już nigdy więcej nie zobaczyć. Czy byłbym zły, gdyby zakochała się w kimś innym? Trudno powiedzieć, w końcu sam mógłbym znaleźć nową dziewczynę. Jak na razie nie zamierzałem o niej zapomnieć. Była jedyną osobą, która zechciała pokazać mi, że ludzie również posiadają dobrą stronę. I faktycznie się jej to udało.
Każdy z nas posiadał dobre strony i skrywał wiele zła za plecami. Świat jest skonstruowany na kształt ruletki. Raz wypadnie, porażka, raz bogactwo, a za innym razem miłość. Cieszyłem się, że choć przez chwilę mogłem nacieszyć się jej ciałem, jej osobowością. Niektórzy uważają, iż umiłowana osoba potrafi wskazać zagubione światło w tunelu, i choć brzmi to nazbyt romantycznie, faktycznie ma jakiś sens. Kimi nie tylko znalazła mi nową drogę, ale pozwoliła raz na zawsze wydostać się z ciemnego korytarza. Choć świat zamierzał zburzyć moje jestestwo, tak jedynie ona nauczyła mnie, że można troszeczkę przechytrzyć los, którego nie da się w pełni zmienić. Była kimś, komu będę za to dziękować do końca życia.



Kimi

~ 1981 ~

Nieograniczona władza w rękach ograniczonych ludzi zawsze prowadzi do okrucieństwa.” David Mitchell




Kiedy pierwszy raz zaczęłam uczęszczać na praktyki do Centrum Badawczego, od razu wiedziałam, że chcę specjalizować się w analizowaniu ghouli. W końcu chodziłam przez parę lat z jednym przedstawicielem takowego gatunku. Miałam więc okazję poznać je z nieco innej strony, bym powiedziała, że z tej bardziej ludzkiej. I w jakimś stopniu ten aspekt zadecydował o przyszłości jaką wybrałam. Szanowałam te stworzenia, według mnie niewiele różniły się od ludzi. Potrafiły kochać, były bezwzględne, mściły się na naszej rasie. Podobnie jak ludzie, którym zależało na wyeliminowaniu zagrażających im ssaków.
Doktor Yoshida znalazł we mnie potencjał i to dzięki niemu mogłam zostać tutaj dłużej. Proponował mi nawet posadę, jeśli oczywiście skończę studia i otrzymam wyższy tytuł. Było mi to na rękę, zważywszy na fakt, iż nigdy nie posiadałam zbyt dużej ilości pieniędzy, a owa fucha oferowała naprawdę dobrą kasę.
— Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się poznać kogoś, kto tak jak ty interesowałby się ghoulami — stwierdził po moim miesięcznym pobycie w laboratorium. Uznałam jego słowa za komplement. W końcu ktoś obcy zrozumiał moją pasję, która dla większości mogłaby uchodzić za nienormalną.
 Na początku przyglądałam się temu co wykonywali tutaj różni naukowcy. Głównie zajmowali się martwymi ciałami ghouli. Wolałam nie dopytywać, czy znajdowali je w takim stanie, czy na potrzeby badań przyczyniali się do bestialskich czynów. Ich postępowanie dawało mi możliwość na zdobycie cennego wykształcenia oraz dobrej pracy. Tak więc w niektórych chwilach zaciskałam zęby i nie pozwalałam, aby słowa niekontrolowanie wypadały z moich ust. Taką drogę wybrałam i byłam zobligowana po niej kroczyć.
Marzyłam, aby w przyszłości zakończyć wojnę między nami a nimi. Ich likwidacja wcale nie poprawiała sytuacji panującej w kraju i na świecie. Japończycy popełnili wielki błąd, gdyż poprzez swoje zachowanie spowodowali ich wyciek poza granice kraju. A to już się na innych kontynentach nie spodobało. Owszem, ich liczebność nigdy nie wynosiła zbyt wiele, aczkolwiek w innych częściach świata mieli wielkie pole do popisu. Chociażby w kontekście rozmnażania.
Akira wspomniała mi kiedyś, że Amon opowiadał jej o ludzkich genach wymieszanych z ghoulami. Rodzili się tak zwani jednoocy. Nie widziałam więc żadnej przeszkody, aby ghoul zapłodnił ludzką kobietę, bądź dał się zapłodnić przez ludzkiego mężczyznę, tylko po to aby wydać na świat więcej stworzeń zjadających nasze organizmy. Może Nishiki nie byłby dobry przykładem do przedstawienia, ale można by użyć jego świętej pamięci kuzyna, który nie cierpiał mojego gatunku. Dla niego nie byłoby problemu aby rozpowszechnić jednookich, po czym skonsumować rodzicielkę jego dzieci.
Doktorów drażnił fakt, iż jedyne jaką różnicę znaleźli w ghoulach to ich żołądek oraz jelita które trawiły tylko i wyłącznie nasze mięso oraz kawę. Wszystkie inne narządy mieli takie same. Nie ważne czy to były płuca, nerki, trzustka, nic nie wskazywało, aby czymś innym się od nas różnili. Byli wręcz identyczni! Nawet ich DNA zaliczało się do grupy organizmów eukariotycznych. Stanowili większa zagadkę niźli można by sobie wyobrazić.
Pół roku temu przywieźli do Centrum martwą samicę ghula wraz z jej (oczywiście również nie żyjącym) dzieckiem. To właśnie na nich zdołano dokładnie przeszukać różnice między naszymi gatunkami i wtedy zdecydowano, iż jedyne do czego można się przyczepić to do układu pokarmowego. Pamiętam, że mogłam uczestniczyć przy krojeniu ciała i widzieć przed sobą wnętrze stworzeń, które pozbawiły mnie w przeszłości ojca. Trudno powiedzieć, że było to ekscytujące doświadczenie.  Po prostu robiłam to, co musiałam.
Sytuacja zmieniła się dwa miesiące temu, kiedy dyrekcja zadecydowała, aby zrobić z żyjących ghouli króliki doświadczalne. Byłam przeciwna temu pomysłowi, jednak moje zdanie nie miało żadnego znaczenia. Jeśli chciałam zaliczyć praktyki, musiałam się podporządkować. Z jednej strony ich nowy plan był zły, z drugiej zaś dzięki nowej taktyce ponownie mogłam spotkać się z Nishikim.
Co robili z żywymi ghoulami? Można się łatwo domyśleć. Żaden z nich nie zamierzał z nami współpracować, dlatego nie obeszło się od golgoty. Naukowcy na siłę starali się sprawdzać, jak „potwory” reagowały na rzeczy, które mogły drażnić ludzi. Uważałam to za dość dziwny i prymitywny sposób szukania (jakby na siłę) czegoś co wzbudziłoby sensację wśród doktorów. Psychiczne zagrywki ponownie pokazały, że ghoule równie dobrze mogłyby być ludźmi, tylko zaliczanymi do kanibali. Przerażała ich ta informacja, dlatego za wszelką cenę starali się znaleźć coś zaskakującego.
Pamiętam jak przywieźli siostry bliźniaczki, które przysporzyły więcej kłopotów niźli korzyści. Przez swoją agresję wyniszczyły połowę jednej wielkiej celi. Były zamknięte razem, więc ciężej było strażnikom zapanować nad dwoma kagune na raz. Przywieziono je z dalekiego miasteczka należącego do aglomeracji Tokio. Tylko jeden kierowca uszedł z życiem, a jego dotarcie do Centrum graniczyło z cudem. Doktor Yoshida zabronił mi się do nich zbliżać i zgadnijcie co zrobiłam. Myślicie, że zdołałam usiedzieć w miejscu? Oczywiście, że nie. Nie przejmowałam się jego zakazem, musiałam na własne oczy je ujrzeć.
Faktycznie były do siebie podobne, wręcz identyczne. Często u bliźniąt można zaobserwować nawet najmniejsza różnicę, zaś w tym wypadku totalnie nie wiedziałam, która jest którą. Obie patrzyły na mnie złowrogo, co wcale mnie nie zdziwiło. W końcu byłam ubrana tak jak reszta, w długi, biały kitel a pod pachą nosiłam niewielką teczkę, w której zapisywałam to co uznałam za stosowne i ciekawe. Na początku strażnicy zabronili mi się do nich zbliżać, i słusznie, gdyż dopiero po zagranej taktyce mogłam podejść parę kroków do przodu.
Nie zachowywałam się wśród nich jak ich wróg. Zaczęłam z nimi rozmawiać, niczym z nowo poznaną osobą na ulicy. Dziewczyny najwidoczniej nie spodziewały się, aby ktoś przebywający w laboratorium odezwał się do nich w dość swobodny sposób. A ja po prostu zapytałam jak się czują i czy ktoś je krzywdzi. Zdołałam nawet podsunąć taboret bliżej celi, w której znajdowała się gruba i szeroka szyba, tak że mogłam patrzeć swoim rozmówcą prosto w oczy.
— Zdaje sobie sprawę, że możecie być trochę zdezorientowane — ciągnęłam, starając się dopiero później pozwolić im dojść do zdania. — Nie przyszłam tutaj, aby wymierzyć przeciwko wam sprawiedliwość. Nie jestem żadnym doktorem, tylko praktykantką. Chcę po prostu porozmawiać. Nie mam pewności z iloma ghoulami miałam wcześniej do czynienia, dlatego rozmowa z wami nie sprawia mi żadnej różnicy.
Cisza. Żadnego odzewu z ich strony. I tak było w kółko, przez około dwa tygodnie. Czułam się, jakbym mówiła do ściany, jednakże siostry za każdym razem wydawały się spokojne i po prostu słuchały. Strażnicy od czasu do czasu zerkali w moją stronę, zapewne uważając mnie za kogoś niezrównoważonego psychicznie. Przyznałam się również w końcu mojemu mentorowi, przez co pan Yoshida nie pałał radością. Pozwolił mi dalej do nich przychodzić tylko i wyłącznie dlatego, że przy mnie nie zachowywały się agresywnie.
W końcu udało nam się przełamać pierwsze lody. Kiedy zamierzałam się poddać i chciałam zostawić je w spokoju zatrzymał mnie w miejscu jednej głos – dźwięk naprawdę przyjemnego tonu.
— Żadna z nas nie spodziewała się, że będziesz tutaj tak często przychodzić.
Owe słowa wywołały szeroki uśmiech na mojej twarzy. Kiedy opowiadałam to Akirze, ona nie potrafiła zrozumieć w jakim celu tam przesiadywałam. Fakt faktem, moje bytowanie przy celi niebezpiecznych stworzeń było poniekąd bezsensowne, aczkolwiek mi w istocie pomogło.
— Co ci daje próba konwersacji z nimi? — zapytała mnie pewnego razu, przy popołudniowej spotkaniu w jej mieszkaniu.
— Jak mam być szczera, na początku sama nie wiedziałam. — Spoglądałam przez szybę, skupiając wzrok na kropelkach deszczu. — Dopiero z czasem zdałam sobie sprawę, że starałam się do nich dotrzeć tak jak do zwyczajnego człowieka. I to wszystko opisałam w swoich notatkach i przedstawiłam mentorowi. Oni wszyscy mylili się, twierdząc, iż ghoule to tylko bezduszne potwory. Jeśli podejdzie się do nich w przyjacielski sposób, nie będą ukazywać ani ułamka agresji.
I w końcu udało mi się to udowodnić. Większość doktorów nie popierała mojej obserwacji. Na szczęście pan Yoshida wykazał się większą wyrozumiałością i pozwolił mi od czasu do czasu zagadywać inne osobniki przebywające w zamknięciu. Stałam się trochę taką osobą, która miała za zadanie uspokajać wszystkie przebywające tutaj ghoule. Jak mam być szczera, odpowiadała mi ta fucha. Czułam się w końcu potrzebna i w jakimś stopniu pomagałam się ghoulom odstresować.
Widziałam w nich więcej człowieka, niż w innych pracownikach. Dowiadywałam się o ich ambicjach, planach na przyszłość, bądź innych ciekawostek. Za każdym razem pytano mnie, co ich tutaj czeka. Nie kłamałam twierdząc, że nie miałam kompletnego pojęcia. Dyrektorzy Centrum Badawczego byli zdolni do wszystkiego. Gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję, że potraktują ich łagodnie. Ale oczywiście musiałam się mylić.
Miałam chwilową przerwę z praktykami i w wolnym czasie bardziej skupiłam się na pracy oraz na zaliczeniach. Wracając do laboratorium nie spodziewałam się ujrzeć niczego w … pustych celach.
— Gdzie się podziały wszystkie ghoule? — Zdawałam sobie sprawę z głupoty tego pytania, gdyż spodziewałam się zwyrodniałej odpowiedzi. Mimo wszystko chciałam usłyszeć ją z ust mentora.
— Dyrekcja zdecydowała o ich eksterminacji. Osądzili, że nie mogą pozwolić na zbyt długie okazywanie im dobrej duszy  — odezwał się niechętnie doktor. — Nic nie mogłem na to poradzić. Przykro mi.
W tym momencie moje serce skamieniało. Umysł nakazał pozostać spokojnym, byleby nie zareagować pochopnie. Mimo iż spodziewałam się takiego zbiegu wydarzeń, wciąż próbowałam siebie okłamywać i starać się wierzyć w lepsze rozwiązanie. Wiem, że oni byli ghoulami, ale nie zasługiwali na taki los. Ciężko skrzywdzić psa, a co dopiero organizm prawie identyczny do człowieka!
Przypomniałam sobie wczesne dzieciństwo Nisho, tragedię państwa Gakuhsu, oraz rozstanie z chłopakiem. To wszystko musiało się tak potoczyć nie dlatego, że oni należeli do tępionego gatunku. Winnymi byliśmy tylko i wyłącznie my – ludzie, którzy jako jedyni nie potrafili zrozumieć, że nie posiadają całkowitej władzy we wszechświecie. I to właśnie przez nas ten świat zbliżał się ku destrukcji.
A tak pragnęłam żeby móc z ghoulami żyć w zgodzie…


  
Nishiki

~ 1975 ~

Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam, gdzie się zatrzymasz, dopadnie Cię Twoje życie.” Cecelia Ahern




W pociągu było wyjątkowo ciemno. Patrząc przez szybę nie potrafiłem dostrzec czegokolwiek. Wiedziałem tylko, że przemierzałem tereny należące do Ukrainy. Rosję opuściliśmy jakieś trzy godziny temu, a do Bratysławy wciąż pozostawał kawałek drogi. Kawa powoli zaczynała nie wystarczać. Miałem wrażenie, iż burczenie mego brzucha słyszeli wszyscy pasażerowie znajdujący się w przedziale. Nie mogłem trwonić pieniędzy, dlatego częste kupowanie tego trunku nie wchodziło w grę. W państwach należących do wschodniej Europy nie posiadałem również za bardzo takowej możliwości. W samolocie panowały kompletnie inne warunki, stwierdziłbym, iż o wiele lepsze, aczkolwiek nie powinienem porównywać ekskluzywnej maszyny latającej do powolnego i starego pojazdu szynowego.
Kompletnie nie potrafiłem zmusić się do zamknięcia oczu i zaśnięcia. Kiedy myślałem, że usnąłem, mój mózg nakazywał mi ponownie je otworzyć i mieć się na baczności. Wątpiłem, aby ktokolwiek dał radę zidentyfikować moją naturę w trakcie spoczynku, jednakże nic nie mogłem na to poradzić. Po prostu się bałem, wszystko tutaj było przerażająco inne, a ja najwidoczniej nie potrafiłem się zaaklimatyzować. Widok Azjaty budził podziw wśród tutejszych, co wcale nie ułatwiało mojej sytuacji.
Znowu odgłos burczenia.
Skóra Europejczyków pachniała wspaniale. Przygryzłem dolną wargę, starając się powstrzymać. Z każdą upływająca godziną gromadziłem w buzi coraz więcej śliny i za żadne skarby nie potrafiłem tego powstrzymać. A naprawdę chciałem!
Walczyłem ze swoimi pragnieniami przez całą noc. Nad ranem zmusiłem się do wstania i przeciśnięcia między tabunem śpiących ludzi. Minęła dobra chwila zanim dotarłem do toalety. Drzwi nie bardzo chciały ze mną współpracować, ale po króciutkiej walce jaką z nimi stoczyłem stały się posłuszne. Uniosłem przed twarzą własną dłoń i począłem się jej przyglądać.  
Teraz albo nigdy.
Niczym strzała rozwarłem usta i ugryzłem siebie pod nadgarstkiem. Przez chwileczkę wysysałem własną krew, byle na jakiś czas uspokoić szalejący żołądek. Wolałem zaatakować siebie niżeli innego pasażera. Przez takowy czyn zdemaskowałbym siebie dogłębnie. Kończąc, zakryłem skaleczone miejsce rękawem koszuli. Nigdy wcześniej siebie nie kosztowałem i choć wolałbym poczuć w ustach smak kogoś obcego, musiałem się zaspokoić samym sobą.
Długo czułem posmak krwi w ustach. Siedząc w przedziale pilnowałem się, aby nie odkryć przez przypadek rany jaką po sobie pozostawiłem. Coraz więcej osób wybudzało się, a promienie słoneczne oświetlało wszystkich twarze. Dobrze, że ulokowałem się najbliżej okna, ponieważ mogłem skupić wzrok na coraz bardziej górzystym krajobrazie przewijającym się za szybą. W taki sposób niemożliwe było, aby ktokolwiek mógłby mi się przyjrzeć i zapamiętać moją twarz.
Znajdowaliśmy się niedaleko granicy ze Słowacją. Omijaliśmy Bieszczady, więc w oddali mogłem dotrzeć szczyty gór. Jak na razie krajobraz europejski wydawał mi się sielski, dzięki czemu powróciłem wspomnieniami do Suchīruu~iru. Choć japońskie wsie wyglądały kompletnie inaczej, tak mijane pola i gospodarstwa pozwalały mi się uspokoić. I nie myśleć o głodzie, który zamiast zniknąć, począł od nowa się nasilać.
Pociąg coraz rzadziej zatrzymywał się na stacjach, przez co zapach pasażerów wciąż unosił się w przedziale. Najgorzej było, kiedy jeden otyły mężczyzna zaczął się pocić a jego odór nie zamierzał wylecieć z mojego nosa. Drapanie się po nim w ogóle nie pomagało, do tego wyczuwałem jak moje kiszki z każdą upływająca minutą skręcają się coraz bardziej. Jedną ręką musiałem się trzymać brzucha, inaczej nie dałbym rady wytrzymać.
Męczyłem się tak przez jakieś kilka godzin, aż w końcu dotarliśmy do celu. Bratysława przy Moskwie wyglądała jak mrówka przy słoniu. Mimo wszystko duże miasta posiadały ciekawą architekturę na tym kontynencie. Wolałem nie wyobrażać sobie Paryża, czy równie słynnej Barcelony. Gdzieś w głębi duszy posiadałem chęć, że wrócę z powrotem do Azji, dlatego nie zamierzałem się szybko przyzwyczaić do nowego otoczenia. Wysiadając z bagażem oślepił mnie -podobnie jak w Rosji- „blask” białej skóry, a brak skośnych oczu sprawiał, iż byłem skłonny zasymilować się z każdym innym wyrzutkiem, jaki tutaj dotarł.
Poszedłem do kasy, żeby nabyć bilet na kolejną podróż. Tym razem miałem się udać do Wiednia. Pociąg miał odjeżdżać dopiero późno w nocy, więc nie miałem wyboru i czekałem parę godzin na peronie, aż zaczęło zmierzchać. Przez ten czas główkowałem się, czy aby nie poczekać, aż się całkowicie ściemni i nie upolować czegoś konkretniejszego. Nie mogłem przecież nic nie jeść przez kilka dni, dlatego obmyśliłem plan działania. Może nieidealny, ale skuteczny.
Nie byłem na tyle głupi, żeby zabić kogoś, kto również przebywał na stacji. Wyszedłem przed budynek dworca głównego i starając nie oddalać się za bardzo, obszedłem parę  pobliskich budynków, w celu znalezienia jakiegoś ciemnego zaułka. Obok jednej z kamienic mieściła się wnęka między budynkami i właśnie tam kucnąłem w cieniu, tak aby nikt inny nie miał możliwości mnie zobaczyć. Kierowałem się węchem. Czekałem na najdorodniejszą ofiarę.  
Randomowa kobieta z utlenianymi włosami przystanęła na rogu kamienicy i odpaliła papierosa. Nie była ani za szczupła, ani zbyt tłusta, wręcz idealna. Używała mocnych perfum, dlatego zdołałem ja wyczuć, jak była parę metrów od mojej kryjówki. Niczego nie świadoma, przyglądała się ruchliwej ulicy, zapewne kontemplując nad kolejnym dniem. Jaka szkoda, że miała już nigdy więcej nie ujrzeć swojej Słowacji.
Podsuwałem się powoli, żeby jej nie spłoszyć. W Japonii żaden zdrowy na umyśle człowiek nie przesiadywałby sam w niebezpiecznym miejscu po zmroku. Zacząłem współczuć tutejszym ich niewiedzy na temat nowych przybyszy z innego kontynentu. Nie powstrzymałem się od oblizania górnej wargi. Kiedy byłem wystarczająco blisko, rozejrzałem się wokół. Nie było nikogo, więc miałem najlepszą okazję.
Jedną dłonią zakryłem jej usta, żeby nie krzyczała. Kobieta wypuściła z dłoni papierosa i zaczęła się szarpać. Siłą pociągnąłem ją w głąb ślepego zaułka i powalając na ziemię, przeciąłem jej szyję kagune. Nie zależało mi, aby cierpiała. Po prostu chciałem mieć to już za sobą. Szybko odgryzałem jej palce, dłonie, a potem dobrałem się do brzucha. Musiałem się najeść konkretnie, co najmniej na kilka dni. Po każdym przełknięciu wycierałem twarz z krwi ubraniami ofiary. Takowy odruch sprawiał, że po jedzeniu nie było szans, aby mnie ktoś zdemaskował.
Okazało się jednak, że byłem w błędzie. Dodał bym nawet, że w czarnej dupie.
Kończąc, usłyszałem czyjś głos. Ów dźwięk brzmiał trochę jak jakieś przekleństwo. Rozglądnąłem się szybko i ujrzałem, że z okna ulokowanego wysoko nade mną przygląda mi się mężczyzna ubrany w mundur służbowy z widniejącym napisem „polícia”. Nie musiałem się uczyć języka słowackiego, żeby nie ogarnąć, iż przyglądał się mi funkcjonariusz policji.
Mężczyzna wyglądał jakby miał dostać zawał. Jego rozdziawione usta nie zamierzały się zamknąć. Co się z resztą dziwić, ci co nie mieli pojęcia o istnieniu mojej rasy mogliby pomyśleć, iż mają do czynienia z szalonym kanibalem. I zapewne bym w to wierzył, gdyby nie fakt, że na pewno zobaczył moje kagune. Nie zastanawiając się, uciekłem w stronę dworca.
Słyszałem za sobą jak policjant głośno krzyczał. Zapewne wołał posiłki, dlatego wskoczyłem do pierwszego lepszego pociągu, jaki nadjechał na stację. Na początku trochę się pogubiłem między przejściami na poszczególne perony, jednakże instynkt przetrwania nakazywał mi biec byle gdzie, aby się tylko nie zatrzymywać. I tak też uczyniłem. Odgłos wyjących syren dodawał mi sił.
Udało mi się dostrzec lokomotywę zmierzającą do stolicy Węgier – Budapesztu. Pamiętałem o wcześniejszym bilecie do Wiednia, dlatego z ukłuciem w sercu udało mi się w ostatniej chwili wskoczyć do wagonu. Pierwsze co zrobiłem to starałem się głośno oddychać, aby uspokoić szalejące serce. Dopiero potem poszukałem konduktora i wybuliłem kolejne pieniądze. Ruszyłem w poszukiwaniu dobrego miejsca do spoczęcia.
Kropelki potu za nic nie zamierzały zniknąć z mojego czoła. Byłem przerażony. Dałem się nakryć, akurat w najmniej odpowiednim momencie. Akurat na początku podróży, kiedy pragnąłem tylko zaspokoić głód i zrezygnować z męczarni. Zakryłem twarz w dłonie, nie potrafiąc pogodzić się z własną głupotą. Było już po mnie, teraz mogło być tylko gorzej.



Ikemoto

~ 2017 ~

Żyj chwilą obecną, wspominaj przeszłość i nie lękaj się przyszłości, ta bowiem jeszcze nie istnieje i nigdy nie będzie istnieć. Jest tylko teraz.” Christopher Paolini




Rodzice Noah nieźle zdziwili się na widok symbiozy jaka zapanowała między mną a tym dupkiem. Nigdy nie potrafiliśmy się ze sobą dogadać, więc nic dziwnego, że byli w szoku. Zamiast ostrych słów, które zazwyczaj rzucaliśmy w swoją stronę, siedzieliśmy razem w salonie i oglądaliśmy jakiś głupi film komediowy, kiedy właściciele mieszkania wkroczyli do środka. Jego ojciec mrugał energicznie oczami, zaś matka kiwała co chwilę głową, nie mogąc uwierzyć w to co widziałam.
Nikt z nas nie spodziewał się takowego zbiegu wydarzeń. Po ostatnich przejściach z Noah, polubiłem tego głupiego młodzieniaszka. Jego obecność zamiast doprowadzać mnie do szewskiej pasji, sprawiała, że w jakimś stopniu byłem uradowany możliwością otworzenia do kogoś ust. Można rzec, iż byliśmy swoimi dłużnikami. Ja pomogłem mu w sprawach sercowych, zaś on starał się wypędzić starego i zrzędliwego Ikemoto. W końcu ileż można egzystować niczym pustelnik w cywilizowanym świecie?
Panienka Harper często odwiedzała blondyna, co odpowiadało mi z każdym dniem coraz bardziej. Upajałem się jej wyglądem i osobowością. Chłopak nie zdawał sobie sprawy jakim szczęściarzem został. Miał w posiadaniu siódmy cud świata i mógł być z tego faktu dumny. I nie tylko on zdobywał za to korzyści.
Dziewczyna przeobraziła go na lepsze. Mniej pyskował, nauczył się szacunku do rodziców i przede wszystkim odciął się od tego ogłupiającego przedmiotu, co wszyscy nazywają laptopem. Zadziwiające co jedna osoba potrafi zmienić w naszym życiu. W młodości również zdołałem poprawić się dzięki dziewczynie. Naukowcy nigdy nie odnajdą odpowiedzi na nurtujące pytanie, które zadaje sobie każdy mężczyzna. Co te kobiety w sobie mają, że potrafią nam mącić w głowach?
Często rozmawiałem z młodzieńcem o Harper. Oczywiście nie wchodziłem w szczegóły, nie obchodziło mnie ich intymne sprawy. Na szczęście nigdy nie zdarzyło mi się ich nakryć na uprawianiu seksu, więc chociaż w taki sposób mogłem się czuć komfortowo. To nie tak, że nie chciałem ujrzeć jej nagiej, po prostu nie czułem potrzeby widzenia jego fajfusa, który by robił swoje.
Dzięki Noah zdołałem się dowiedzieć wiele ciekawych rzeczy na jej temat. Lubiła śpiewać, uczęszczała na zajęcia teatralne, uprawiała dość dużo sportu, co z resztą można było zauważyć po jej figurze. Marzyła zostać w przyszłości nauczycielką muzyki, co uważałem za możliwe do osiągnięcia w jej przypadku. Ci wszyscy, którzy się  z niej  w szkole nabijali nie wiedzieli, że mieli do czynienia z bardzo charyzmatyczną osobą. Trzymałem więc kciuki za jej plany życiowe.
Blondyn nie wstydził się pokazywać z nią publicznie, czy to na mieście, czy w liceum. Dzięki temu coraz więcej osób się do panny Burrow przekonywało. Zdobyła nowych przyjaciół i przede wszystkim była szczęśliwa. Aż czułem pewne ukłucie zazdrości, gdyż w przeszłości nie miałem tak łatwo, jak oni. Moje czasy młodości kompletnie różniły się od ich sielankowej teraźniejszości.
Pewnego piątkowego wieczoru Noah zniszczył spokój jaki zapanował między nami. Chciał po prostu porozmawiać na pewien temat, a ja zareagowałem chyba za bardzo gwałtownie. Leżałem na łóżku, odpoczywając przy książce, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. W szparze ukazała się jego twarz, więc pozwoliłem mu wejść do środka. Akurat nie miałem zamiaru z nikim rozmawiać, jednak zdecydowałem się zrobić dla niego wyjątek.
Nie podobał mi się sposób, w jaki młodzieniec podszedł do mojego łóżka. Żaden uśmiech nie malował się na jego twarzy, do tego wydawał się być spięty. Tak jakby go coś trapiło. Pierwsze co mi przyszło na myśl to kłótnia, w która mógł się wdać z Harper. Jednakże to co usłyszałem później, wolałem wymazać ze swojej pamięci.
— Wyglądasz jakbyś połknął… — Nie pozwolił mi dokończyć.
— Spokojnie, przed chwilą przeglądałem się w lustrze. — Chyba uznał to za żarcik, jednakże mnie nie rozśmieszył.
Zmarszczyłem czoło.
— Coś się stało?
— Nie, ale chciałbym po prostu zadać ci jedno pytanie.
— Nie możesz porozmawiać o tym z ojcem, kolegami lub z dziewczyną?
— Potrzebuję kogo kto… no wiesz.
Nie rozumiałem go za bardzo, dlatego zezwoliłem mu na kontynuację,
— Nie potrafię czytać w myślach, więc naprawdę nie musisz się jąkać — rzekłem.
Chłopak nabrał powietrza w płuca.
— Po prostu wiem, ze ty będziesz mi mógł coś więcej na ten temat opowiedzieć. Żyjesz najdłużej z nas wszystkich i z pewnością o tym kiedyś słyszałeś.
Spoglądnąłem na niego pytająco, nie bardzo rozumiejąc co miał na myśli.
— Zdaje sobie sprawę, ze nie jestem pierwszej młodości, ale naprawdę nie musisz mi tego uświadamiać — chrząknąłem, powstrzymując się od gorliwego tonu.
Chłopak najwyraźniej zbierał się w sobie, gdyż nie zaczął mówić od razu. Przez minutę masował skronie i zmusił się do usadowienia na krześle obok. Nie siedział prosto, garbiąc się, mógł bez problemu oprzeć się łokciami o kolana. Wpatrzony przed siebie unikał kontaktu wzrokowego co nie leżało w jego naturze.
— Harper powiedziała mi o czymś, w co trudno uwierzyć — zaczął powoli, dokładnie dobierając słowa. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie. — Kazałem jej się zamknąć, ale ona wciąż próbowała mnie przekonać, że to co mówiła jest prawdą. Dlatego potrzebuje porady od kogoś, kto zapewne by o tym słyszał, dlatego zdecydowałem się przyjść do ciebie.
Powoli pokiwałem głową, ale jakaś część mnie pragnęła zatkać uszy i tylko udawać, że słucha.
— To coś związanego z daleką przeszłością? — Zacząłem zadawać pytania, byleby mieć to za sobą.
— Można powiedzieć, że nawet z twoim dzieciństwem.
W tym momencie zapadła cisza. Domyślałem się najgorszego.
— Konwersację zaczęliśmy od tego, że Harper podoba się we mnie to, iż jestem mieszany. — Chyba zauważył wyraz mojej twarzy, ale zbył to ruchem ręki. — Przyznała się, że kilka lat temu interesowała się genetyką i szperając natrafiła na pewien gatunek, który prawie całkowicie utożsamiał się z ludźmi.
— Domyślam się do czego dążysz.
I przez to wzbierał we mnie gniew.
— Nie mówię o małpach — wypalił, nie poprawiając sytuacji. Nie mogłem pozwolić na robienie z siebie durnia.
— Uważasz, że jestem taki głupi, aby…
— Tylko o ghoulach.
W jednej chwili wiatr zaczął mocniej wiać, tworząc przeciąg. Miałem otwarte okno, a blondyn zapomniał zamknąć drzwi, przez co trzasnęły z hukiem. Jakaś blokada w moim wnętrzu pękła. Swoje wrażenie mogłem porównać do byłego jeńca obozu koncentracyjnego, przy którym po parunastu latach tragedii wspomniano o gazowaniu i tworzeniu z ludzkiego ciała mydła.
Trudno mi było sobie przypomnieć, kiedy ostatnio słyszałem owe słowo. Starałem się je wymazać z pamięci i nigdy więcej się w nim nie spotkać. Specjalnie nie chciałem mieć z nim nic do czynienia, powodowało u mnie nie tylko odrazę, ale i nieprzyjemne wspomnienia. Zaliczyłbym je nawet do tych przykrych, o których nie zamierza się nic mówić.
— Odejdź — wydusiłem bezuczuciowo.
— Posłuchaj ja…
— Powiedziałem, żebyś zostawił mnie w spokoju!
Mój krzyk zapewne dotarł do innych pomieszczeń mieszkania, więc spodziewałem się późniejszej wizyty głowy tej zafajdanej rodziny.
— Nie wiedziałem, że się zdenerwujesz — kontynuował dalej, najwidoczniej nie przejmując się moim gniewem.
— Co więcej ci powiedziała?!
— Daj mi zacząć od początku.
— Mów!
Wylał z siebie wszystko w jednym ciągu, bez chwili odpoczynku, potrzebnej na zaczerpnięcie powietrza:
— Jej ojciec natknął się na jednego, kiedy w dzieciństwie przebywał w Irlandii. Podobno żyły w Japonii, ale po akcji, która miała na celu je zlikwidować przemieściły się do różnych części świata. Na początku myślałem, że zmyśla. Przecież to nonsens! Wracając do domu, przeszukałem co nieco w Internecie w telefonie, jednakże bardzo mało witryn coś o nich wspominało. Znalazłem jeden artykuł, w którym politycy niektórych państw uznali je za gatunek wyginięty, gdyż przez ostatnie lata nie zaobserwowano wśród mieszkańców ubytku, poprzez pożarcie.
Pierwszy raz od bardzo dawna poczułem łzy napływające do moich oczu. Nie powstrzymałem się przed otarciem ich dłońmi. Zdołałem nawet siorbnąć, nie potrafiąc prowadzić tej rozmowy. Po prostu nie mogłem, wywoływało to zbyt wielki ból w moim sercu. Temat ghouli był dla mnie niczym tabu, czymś czego nie życzyłem sobie słyszeć do mojej śmierci.
Blondyn przymierzał się do położenia własnej dłoni na moim barku, ale kiedy był w połowie drogi, zrezygnował. Zapewne trapiły go wyrzuty sumienia. Nikt nie spodziewałby się takiej reakcji z mojej strony, jednak nie zdołałem opanować emocji. Położyłem się z powrotem i odwróciłem plecami w jego stronę.
— Może porozmawiamy innym razem — powiedział powoli, aczkolwiek szybko się poprawił. — Albo najlepiej zapomnij, że poruszyłem ten temat.
Opuścił mój pokoik, wybierając najlepszą opcję.
Wolałem znowu zostać sam. Tak jak przez dłuższy czas pozostawałem w swoim życiu. Nic się nie zmieniło i nie wyglądało jakby miało przejść jakąś metamorfozę. Urodziłem się jako jeden z tych, który musiał wiecznie nieść krzyż na własnych ramionach. Przez pewien moment uwierzyłem, że nareszcie się to zmieni, i jak zwykle okazałem się naiwnym gnojkiem, który jedynie na co zasługiwał to na cierpienie. 






OD AUTORA: W porównaniu do wcześniejszych notek, ten rozdział był krótszy i muszę Was uprzedzić, że era długich postów zakończyła się na tym blogu. Tak rozpisałam akcję i od samego początku planowałam wszystko poukładać w mniejszej liczbie chapterów. Mam wrażenie, że dzięki temu wszystko w miarę logicznie udało mi się uporządkować. Jesteśmy już dalej niż w połowie! "Przystanek Europa" napisałam w dwa dni, więc jestem z siebie dumna. Aż dziwne, że dobrze mi się pisze takie smutne historie XD Ogólnie to zamierzam raz w miesiącu coś tutaj opublikować. Mam nadzieję, że podołam. Do następnej!