Ikemoto
~ 2017 ~
„Miłość to
uczucie, którego żądać nie można; jest darem, nie osiągnięciem.” Irena
Jurgielewiczowa
Opierałem się o betonową
ścianę, bacznie obserwując człowieka majaczącego w oddali. Chwila nieuwagi, a
zniknąłby z mojego pola widzenia, przez co musiałem wysilić się i wytężyć
wzrok. Poprawiając od czasu do czasu okulary przysiągłbym, że postać z każdym kolejnym
krokiem przyśpieszała. Kiedy na dobre ukryła się za rogiem, zdołałem ruszyć za
jej śladem. Przebywałem w dogodnym położeniu, dość blisko upragnionego celu.
Dotarłem za nim na Music
Row – dzielnicę, która znajdowała się około piętnaście minut spacerkiem od mojej.
W okolicy powoli zaczynały pojawiać się domy, które zajmowały miejsce blokom i
innym, wyższym budynkom. W porównaniu do Division Street, w The Gulch, w którym
rezydowałem, Music Row wyróżniała się większą ilością zieleni i ujmującą
atmosferą. Rzekłbym, iż sprawiała wrażenie idealnego azylu, ale tylko dla
starzejących się osób. Dlatego nie spodziewałbym się dojść tutaj za tropioną
osobą.
Tego potrzebowałem,
dowiedzieć się, gdzie mieszka. To co czyniłem większość ludzi uznałaby za
dziwne, a nawet dziecinne. Żeby nie było, nie śledziłem kogoś dla Noah, lecz
tylko i wyłącznie dla własnej, niezaspokojonej ciekawości.
Harper Burrow zamierzała
wkroczyć do środka. Sięgając po klucze, wolną dłonią rozrzuciła swoje kręcone i
ciemne włosy do tyłu. Na jej widok pożałowałem, iż Noah dysponował przewagą
wiekową – może jedyną, ale najbardziej adekwatną. Od dawna nie posiadałem
żadnej kobiety przy swoim boku. Gdybym sięgnął pamięcią w głąb swojej głowy, z
trudem odnalazłbym wspomnienia, związane z randomowymi przedstawicielkami
przeciwnej płci. Po prostu musiałem od czasu do czasu załatwić męskie potrzeby,
aczkolwiek z żadną z nich nie zamierzałem angażować się w poważny związek.
Śmiało można mnie
porównać do typowego mężczyzny, który był dość wymagający w stosunku do
panienek. Choć z wyglądu nie przypominałem Adonisa, nie potrafiłem zwrócić
uwagi na większość z nich. Tylko jedna potrafiła pogodzić się z moim osobliwym
charakterem i niezachęcającą naturą, przy okazji mącąc mi w głowie. Byłem w
stanie zrobić dla niej wszystko, co zaprzeczało mojemu usposobieniu. Niestety,
nawet najwspanialsze związki nie trwają wiecznie. Kochaliśmy się przez parę
lat. Jak dla mnie za krótko. Gdyby nie osoby trzecie, które śmiało wtargnęły do
naszego związku, z pewnością dzisiejszy dzień spędzałbym przy jej boku. Nie
zachowywałbym się jak zboczeniec, który ruszył swoje leniwe dupsko i
pomaszerował za ciemnoskórą pięknością.
Przez całą drogę
zastanawiałem się, czemu Noah podlegał opinii, jaka ciążyła nad Harper. Owszem,
musiałem przyznać, iż zauważyłem, że dziewczyna jako jedyna wyszła ze szkoły
sama. Zadziwiające, iż w dwudziestym pierwszym wieku istniała szkoła w Ameryce,
która faktycznie (gdyby nie panna Burrow) posiadałaby samych białasów. Nic
dziwnego, że czuła się „inna” od wszystkich. Poniekąd potrafiłem ją zrozumieć,
w końcu sam najczęściej wyróżniałem się z towarzystwa. Może nie wyglądem,
aczkolwiek jednostkowością.
Młodzieniec tracił wiele.
Od ostatniego przedsięwzięcia nie poruszałem więcej jej tematu. Noah chciał
udawać, że Harper poszła w niepamięć, a tak naprawdę wciąż przeglądał jej
portale społecznościowe. Poniekąd miał dzięki temu ułatwioną sytuację, gdyż za
pomocą Internetu mógł chociaż upajać się jej widokiem. Współczesna era charakteryzowała
się wieloma sprzecznościami. Im bardziej starała się ułatwić życie człowiekowi,
tym przyczyniała się do większej degeneracji społeczeństwa.
Ostatni raz zerknąłem w
stronę Burrow, która zniknęła w korytarzu i zamknęła za sobą drzwi. Mieszkała w
bardzo ładnym domku, obłożonym cegiełkami. Nie pochodziła z byle jakiej
rodziny, w końcu jej lokum różniło się od typowych chałup czarnuchów. Pod tym
względem nie odbiegałaby od Noah, którego rodzice najchętniej podcieraliby się
dolarami. Mógłbym rzec, iż pasowaliby do siebie idealnie. On – niewyróżniający
się z tłumu i ona, która sprawiała wrażenie innej od większości. Dwa przeciwieństwa
przebywające w jednakowym środowisku.
Stałem w miejscu
dodatkowe dziesięć minut, zbierając siły i chęci do powrotu na Division Street.
Choć nie czekała mnie długa droga, to z niechęcią odwróciłem swoje ciało od jej
rezydencji. Nie miałem pojęcia co chciałem zdziałać owym przedsięwzięciem. W
trakcie spaceru uznałem, że lepiej było zachować to dla siebie. Noah z
pewnością wpadłby w szał i rozpętałaby kolejną awanturę.
A szkoda, bo naprawdę
chciałem widywać Harper w naszym mieszkaniu.
***
–– Wystarczy poprosić cię
tylko o jedną rzecz, a i tak przerośnie twoje możliwości! –– ryknąłem,
krzyżując dłonie i świdrując wzrokiem oskarżonego. –– Szczyt wszystkiego!
Patrzyłem na chlew, który
zalegał w kuchni. Przed wyjściem kazałem mu posprzątać i wierzyłem, że chociaż
raz będzie w stanie zrobić coś koniecznego do zachowania mieszkania w ładzie.
Najwidoczniej myliłem się, gdyż ponownie doznałem zawodu. Chłopak został tego
dnia w domu, na co przestałem zwracać uwagę, ponieważ szkodził tylko i
wyłącznie sobie. Przynajmniej mogłem bezpiecznie doglądać pannę Burrow. Jednak
postawiłem mu ultimatum: jeśli nie sprawi, że kuchnia zacznie błyszczeć i lśnić,
to zobaczy do czego zdolny jest Ikemoto Inoue!
Noah uniósł jedynie brew
i zachowywał się, jakby miał mnie gdzieś. Lekceważył moje groźby i udawał, że
nie słyszy. Musiałem przyznać, wychodziło mu mistrzowsko, aczkolwiek pogłębiał
złość, która gotowała się w moim ciele. Gdyby nie fakt, iż nie był moim
dzieckiem, dawno dostałby po twarzy i raz na dobre oduczył się swawoli. Jaka
dziewczyna marzyła o lamusie, który potrafił tylko grać na komputerze i
siedzieć na dupie? Wydaje mi się, iż gdyby Harper miała do wyboru jego, bądź
zbiegłego murzyna z Afryki, z pewnością zdecydowałaby się na drugą opcję.
–– Skończyłeś? –– spytał,
pogarszając mój stan psychiczny.
–– Nie przestanę, dopóki
nie weźmiesz się w garść –– rzuciłem ochryple. Zbliżyłem się do zlewu i zerknąłem
na brudne naczynia. Nie byłem głupi i zorientowałem się, że podczas mojej
nieobecności dołożył inne, które Bóg wie ile leżały w jego pokoju. –– Przecież
brud mógł zeschnąć na amen!
–– Marudzisz.
–– Ja marudzę? Spójrz jak
to wygląda!
Szeroki uśmiech zagościł
na jego twarzy.
–– Mi tam się podoba.
Ledwo powstrzymałem dłoń,
która przymierzała się do strzelenia mu w twarz. Rozpieszczony gówniarz potrafił
grać na nerwach. Z utęsknieniem oczekiwałem powrotu jego rodziców, którym nie
śpieszyło się wylatywać z Japonii. Stokrotnie wolałbym egzystować z ich
starszym synem –– Gideon’em. Na chwile obecną, takowa możliwość była
niemożliwa, ponieważ Gideon przebywał w Indiach, odgrywając rolę wolontariusza.
Jak zwykle wszystko komplikowało tylko i wyłącznie moje życie.
–– Naprawdę mam ciebie
dość –– zacząłem. –– Raz na zawsze dajmy sobie spokój.
–– Nie wierzę! Stary
dziadyga się poddaje, to ci dopiero numer.
Poczułem, jak żyłka
zaczęła pulsować mi w skroni.
–– A myślałem, że jesteś
niezniszczalny –– kontynuował, pogarszając sytuację i wstawiając moją
cierpliwość na próbę. –– No nic, wygrana należy do mnie.
Uradowany, niczym
dziecko, odwrócił się i mógłbym rzecz, że był w stanie wykonać taniec
szczęścia. Wiedział, iż stojąc do mnie tyłem, pokazywał swoją bagatelizację.
Mimo wszystko, zadzierał z nieodpowiednia osobą.
Miałem na niego sposób.
–– Widziałem dzisiaj
Harper. Wydaje się być dziewczyną, która nie znosi pogardy od strony innych, a
tym bardziej mężczyzn.
Noah zastygł w bezruchu.
–– Mógłbyś powtórzyć?
–– Laska naprawdę jest
gorąca. Nawet bardziej, niż na zdjęciach.
–– Byłeś pod szkołą?
–– Nawet na Music Row.
Warto było wyjawić swój
uczynek. Blondynek wyglądał, jakby miał zaraz
posrać się w gacie.
–– Po cholerę oglądałeś
ją!
–– Nikt mi tego nie
zabronił.
Noah w jednej chwili
znalazł się blisko mnie. Dłonią złapał moją koszulkę i przyciągnął w swoją
stronę. Nie miałem nigdy okazji ujrzeć gniewu, który emanował mu z całego
ciała. Wyglądał, jak rozwścieczony szatan.
Przez ułamek sekundy
pożałowałem swojego braku powściągliwości, jednakże ciężko było ugryźć się w
język, kiedy miało się do czynienia z siedemnastoletnim idiotą. Swoją ręką
ująłem jego przeguby, ściskając mocno. Nawet za mocno. Kątem oka zauważyłem
pojawiające się siniaki na ciele młodzieńca. Noah ustąpił pierwszy, nie spodziewając się tak wielkiej siły z
mojej strony. Może przypominał diabła w trakcie amoku, wszakże nie wiedział, iż
miał do czynienia z gorszym władcą piekieł.
Poczułem nagłą potrzebę
przeproszenia za swój uczynek. Ku mojemu zdziwieniu, młodzieniec nie zamierzał
odegrać się. Stał spokojnie, zagłębiając się w letargu. Przez moment byłem
pewien, iż przestał oddychać. Zamyślony przygryzał od czasu do czasu wargę,
wyglądając przy tym nie za ciekawie. Przypominał trochę wodza, starającego się
wymyślić idealną strategię ataku.
–– Nie mam zamiaru o niej
słyszeć –– odezwał się, spuszczając wzrok i pocierając nadgarstki. Najwidoczniej
myliłem się, co do kontynuacji konfrontacji. –– Ostatnio wyraziłem się dość
jasno w tej sprawie.
–– Owszem, jednak…
–– Zrób mi przysługę ––
przerwał, przykładając dłoń do moich ust. –– Nigdy nie wypowiadaj przy mnie jej
imienia.
Kończąc, oddalił się i
zniknął (standardowo) w swoim pokoju, trzaskając drzwiami. Powinienem olać jego
słowa, sumienie nakazywało mi tym razem dać mu spokój. Chłopak
najwidoczniej nie mógł pogodzić się z zakochaniem w dziewczynie, która
odbiegała od innych rówieśników. Skoro musiał być taki jak inni, sam spowodował
swoją udrękę. Mógł różnić się od bandy niedorozwiniętych nastolatków i spróbować.
Może daliby radę być razem. W końcu wiele związków, na pozór niemożliwych, dało
radę istnieć.
Zabrałem się do
sprzątania. Zacząłem od naczyń, potem przyszła kolej na blaty, aż na końcu
zmusiłem się do umycia podłogi. Podczas tych czynności mogłem skupić się na
czymś kompletnie innym niż nad rozmyślaniem o realiach Noah i Harper. Nie
powinienem w ogóle się w nich wtrącać. Skoro chłopak wolał pogodzić się z
zaistniałą sytuacją, to trzeba było uszanować jego wybór. Mimo , iż był
najgorszym z możliwych.
Kończąc udałem się do
salonu, zamierzając zapełnić czas bzdetami, lecącymi w telewizji. Sadowiąc się
w fotelu, kątem oka ujrzałem, że blondynek musiał przebywać tutaj w trakcie
mojej nieobecności. Zdradził go laptop, którego pozostawił na stoliku. Zwykle
nie rozstawał się ze swoim sprzętem, jednakże załamanie wzięło górę nad
uzależnieniem. Pokręciłem tylko głową i powróciłem do przeglądania kanałów w
kablówce. Żadne telenowele, seriale, sport, czy wiadomości nie interesowały
mnie. Spędziłem dobre dziesięć minut, zanim trafiłem na coś odpowiedniego.
Przypadkowo znalazłem program,
noszący tytuł „Nawet psikus może pomóc”. Ludzie, biorący w nim udział,
wypowiadali się o swoich problemach sercowych. Większość z nich nie miała
odwagi zagadać do kogoś, na kogo zwrócili uwagę. Ich znajomi pomagali im,
poprzez zastosowanie zaskakującej niespodzianki. W różny sposób próbowali skontaktować
się z wybrankami, podając się z reguły za kogoś innego i zachęcać do spotkania.
Jeśli do niego dochodziło, to na miejscu znajdowała się również osoba, do
której „psikus” miał należeć. W większości przypadkach, takie spotkania
kończyły się powodzeniem. Musiałem przyznać, że dość ciekawy sposób na pomoc, a
zarazem wkurzenie drugiej osoby.
Spoglądając na laptopa,
do głowy strzelił mi pewnie pomysł. A gdyby tak zapewnić młodzieńcowi atrakcje
i przyprowadzić pannę Burrow do mieszkania? Koncepcja wydawała się dość
interesująca, zważywszy na fakt, iż chłopak z pewnością się wścieknie, ale być
może uda mu się wykorzystać sytuację. Takowa niespodzianka przyniosłaby nie
tylko jemu, ale i mnie wiele korzyści. Po pierwsze, mógłby widywać Harper, po
drugie, i najważniejsze, Noah mógłby stać się mniej wnerwiającym człowiekiem i
przede wszystkim, nie spędzalibyśmy ze sobą dużo czasu.
Gwałtownie sięgnąłem po
ustrojstwo. Wpisałem hasło, które kiedyś podglądnąłem. Brzmiało: ikemototognój.
Choć dziwne, przynajmniej łatwe do zapamiętania. Próbowałem przypomnieć sobie
nazwę komunikatora, z którego korzystała. Po chwili poddałem się i wyszukałem
go w historii przeglądarki.
Bingo!
Mógłbym przysiąc, że
nigdy nie starałem się pisać szybko na klawiaturze, jak w obecnej chwili.
Musiałem zdążyć, zanim Noah zapragnie pograć w jedną ze swoich tandetnych gier.
Najpierw wymyśliłem jakieś imię i nazwisko. Wybrałem pierwsze lepsze. Później
przyszła pora na zdjęcie. Szperając w Google, natrafiłem na pewną stronkę, na
której ludzie udostępniali swoje fotki. Ku mojemu szczęściu, nie musiałem długo
czekać. Znalazłem idealnego mężczyznę o jasnych włosach i okularach. Takiego,
który w jakimś stopniu dorównywał Noah.
Kończąc zakładać konto, pozostały mi tylko dwie rzeczy do zrobienia. Pierwsza – napisać do Harper oraz
druga – usunąć dowody zbrodni. Zatarłem rączki i wziąłem się do roboty. Nie
zastanawiałem się co nagryzmolić, byłem zobowiązany improwizować.
Billy Watson, lat 17
Cześć, widziałem Cię dzisiaj,
jak wracałaś ze szkoły. Chciałabyś porozmawiać? Nie jestem taki jak inni 😊.
Od razu kliknąłem
„wyślij”. Szybko wylogowałem się i skasowałem fotografię oraz historię
przeglądarki. Zamknąłem laptopa i skierowałem się do sypialni właścicieli
mieszkania. W jednej z szafek chowali zapasowego notebook’a. Konieczne było
skontaktowanie się z nimi, ponieważ do uruchomienia potrzebowałem osobistego
numeru identyfikacyjnego. Na szczęście, z tym już nie było problemu. Mogłem
tylko czekać, aż dziewczyna odpisze i kontynuować swój niecny plan.
Kimi
~ 1970 ~
„Jakże
byłoby pięknie, gdyby każdy z nas mógł wieczorem powiedzieć: dzisiaj zrobiłem
gest miłości wobec drugiego.” Papież Franciszek
Nigdy nie miałam dość
Shinohar’y Yamaguchi i jego bandy, jak przez ostatnie trzy tygodnie. Wcześniejsze
docinki chłopaka starałam się puszczać mimo uszu, jednakże z każdym dniem
przesadzał coraz bardziej. Moje uczęszczanie do szkoły pierwszy raz w życiu zamieniło
się w koszmar. Jak dotąd mogłam spokojnie trwać w tej instytucji, próbując
przeżyć na nudnych lekcjach. W tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym roku każdy
uczeń podstawówki w Suchīruu~iru nie mógł czuć się tak, jak kiedyś.
Głównym powodem owej
zmiany stali się nasi rodzice, którzy za wszelką cenę chcieli ograniczyć
kontakty swoich pociech z innymi dziećmi. Moja matka kazała wracać na czas, z
dokładnością co do minuty. Wpadała w szał, gdy pojawiałam się później, niż powinnam.
Za każdym razem dopytywała, czy nawiązywałam w dany dzień dyskusje z
rówieśnikami, przestrzegając przed grożącym niebezpieczeństwie. I z tego co mi
było wiadomo, reszta rodziców postępowała identycznie. Nie tylko mi zabroniono
wychodzić z domu.
Shinohara był jedynym,
który zaczął od nowa utrzymywać kontakt ze swoimi znajomymi, mimo iż miesiąc
temu zostawił wszystkich przyjaciół. Jak to mówił, miał głęboko w dupie zdanie
starych, ponieważ nie potrafił powstrzymać się od gadania. A gębę miał
niewyparzoną, to trzeba było mu przyznać. Tylko jego było słychać na korytarzu,
który niedawno przypominał wieczny harmider, a w chwili obecnej bliżej mu było
do pomieszczenia, które powinno należeć do biblioteki, bądź kościoła. Dla Yamaguchi’ego sytuacja, jaka zapanowała w
Japonii nie miała znaczenia. Wykorzystywał problemy społeczeństwa do zdobycia
większej popularności w szkole, oraz opinii człowieka, któremu trzeba było schodzić z drogi.
–– Jak się masz potworku?
Słysząc jego głos
gwałtownie uniosłam głowę. Siedziałam ze skrzyżowanymi nogami pod salą
matematyczną, próbując skupić się na bazgrołach, jakie zapisałam w zeszycie.
–– Jak zwykle odjęło ci
mowę –– kontynuował, opierając się nade mną jedną dłonią.
Zlałam go, powracając do
zeszytu. Nie było sensu podejmować konwersacji. Wyglądało na to, że nie
zszokowałam go swoją obojętną reakcją. W dzisiejszym dniu nie zdążyłam się jeszcze
na niego natknąć, mimo wszystko musiało w końcu nastąpić to, co nieuniknione.
Każda doba mniej więcej
wyglądała podobnie. Bywało, że nie potrafiłam olewać jego docinek, zwłaszcza,
gdy dotyczyły mojego ojca. Kilka razy wychodziłam z podstawówki zapłakana, nie
mogąc zrozumieć, dlaczego ze wszystkich dzieci tylko mi (na chwilę obecną)
musiało się to przytrafić.
Podobnie zdarzyło się
dzisiaj. Bieżąca doba miała okazać się tą, która przyczyniła się do spotkania z
prawdziwym potworem. I nie chodziło tym razem o Shinoharę.
Wybiegłam pierwsza z
budynku, pozostawiając za sobą zmniejszającą się liczbę uczniów. Czułam na
sobie ich ciekawski wzrok, który próbował mnie speszyć i zdekoncentrować. Przez
pewien moment miałam wrażenie, jakby moje nogi unosiły się nad ziemią, zamiast
po niej stąpać. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek poruszałam
się tak szybko, jak w chwili obecnej.
Dzisiejszy data w pełni
należał do Yamaguchi’ego. Ktokolwiek stałby się jego ofiarą skończyłby
identycznie jak ja –– zmykając przed wszystkimi.
Naprawdę miałam zły
dzień. Obudziłam się zniesmaczona, wstałam lewą nogą, do tego spóźniłam się na
pierwszą lekcję. Wszystko przyprawiało mnie do białej gorączki. Nie potrafiłam
się skupić, dostałam dwie negatywne oceny i pyskowałam do nauczycielki od
historii. Shinohara najwidoczniej potrafił wybrać idealny moment do dobicia
człowieka swoją chamskością. Wybrał najgorsza chwilę i pogorszył mój nastrój
swoimi docinkami na temat ghouli.
–– Wpierdolili twojego
ojca, ponieważ sobie na to zasłużył!
Wtedy nie wytrzymałam.
Łzy natychmiast napłynęły mi do oczu. Zdecydowałam się uciec, pierwszy raz
opuścić inne zajęcia, byleby mieć spokój od nich wszystkich. I z czasem wcale tego nie żałowałam.
Poniekąd zachowanie
Shinohary przyczyniło się do mojego odnowienia kontaktu z Nishio. Choć nikt z
nas nie spodziewał się owego wątku, nigdy nie doszłoby do niego, gdyby nie
idiotyzm chłopaka z jego klasy.
Natrafiłam na Nishiki’ego
w trakcie ucieczki do domu. Siedział na ławeczce przystankowej i wpatrywał się
w martwy punkt, krzyżując ręce. Sprawiał wrażenie, jakby kontemplował, co
zdarzało mu się często. Zanim wyłoniłam się za zakrętu, patrzył w moją stronę.
Doznałam dziwnego wrażenia, które chciało wmówić mi, że spodziewał się mojego
towarzystwa. Choć wydawało się to niemożliwe, z jakiś powodów czekał.
Zatrzymałam się
gwałtownie, ledwo unikając zderzenia z nim. Chłopak wstał i przytrzymał mnie,
asekurując przed utratą kontroli. Głośno łapałam powietrze w usta, wpatrując
się jednocześnie w jego oczy, z których i tym razem nie dało się odgadnąć
żadnych zamiarów.
–– Życie ci niemiłe, że
tak pędzisz? – zagadnął, poprawiając okulary na nosie.
Zamrugałam tylko
powiekami. Kompletnie nie spodziewałam się go spotkać, a już tym bardziej nie w
takiej sytuacji. Również musiał urwać się z zajęć, w końcu kończyliśmy o
podobnych godzinach.
–– Zostaw mnie w spokoju!
Nishiki uniósł jedną
brew.
–– Z tego co mi wiadomo
powinnaś jeszcze siedzieć w szkole.
Tym razem zbił mnie z
pantałyku. On również miał obowiązek w niej teraz być.
–– Mogłabym również
powiedzieć to samo o tobie –– rzuciłam.
–– Tyle, że ja szedłem
spokojnie, a ty biegłaś, jakby cię gonił jakiś troll.
Odruchowo przewróciłam
oczami. Ostatnio coraz częściej tak robiłam, zważywszy na matkę i jej problemy.
–– Jeśli Shinoharę można
nazwać trollem, to z chęcią przyznam ci rację. –– Przetarłam dłonią oczy,
próbując otrzeć je z łez. Nishio wciąż czujnie się we mnie wpatrywał, co
spowodowało, że poczułam się niezręcznie. Zrobiłam krok w tył, w celu
zachowania bezpiecznej odległości.
–– Niech zgadnę, wciąż
chodzi o sytuacje ze śmiercią twojego…
–– Proszę –– przerwałam
mu. –– Nie wracaj do tego tematu. Wystarczy, że inni wciąż o nim gadają.
Nishiki pokiwał powoli
głową, a ja ponownie wybuchłam dziecinnym płaczem. W jednym momencie
myślałam, że chłopak przybliży się i mnie przytuli, ale przeliczyłam się. Stał
sztywno, jak kołek i tylko się przypatrywał. Od czasu do czasu pociągał głośno
nosem i na tym kończyła się jego asysta. Natychmiastowo opanowałam emocje,
wiedząc, że tylko pogorszyłabym sytuację. Łzy w żadnym stopniu nie potrafiły
pomóc, zamiast tego, przedstawiały mnie w nieciekawym świetle.
–– Nie powinnaś się mazać
–– chrząknął, najwidoczniej próbując nieco zapanować nad sytuacją.
–– Myślisz, że to takie
proste?! –– Uniosłam głos, nie różniąc się niczym od własnego taty. –– To nie
ciebie Yamaguchi męczy od pewnego czasu!
–– Przypominam, że widuję
tego tumana u siebie w klasie.
–– Mimo wszystko to mi nie
daje spokoju. –– Złagodziłam nieco ton, nie zamierzając przesadzać. –– Nie mogę
nawet z nikim porozmawiać. A dlaczego? Bo inni wciąż się boją pieprzonych
ghouli!
Przez chwilę miałam
dziwne wrażenie, jakby poruszyły go moje słowa.
–– Nic nie zrobisz z ich
strachem –– starał się zachowywać opanowanie.
–– Dlaczego więc mnie
zatrzymałeś? Nie odzywasz się od paru miesięcy, a teraz powinieneś brać z nich
przykład. Kiedyś nawet dobrze ci to wychodziło.
–– Z pewnością od
początku zauważyłaś, że różnię się od mieszkańców Suchīruu~iru. Nie lubię ich,
wnerwiają mnie na każdym kroku. Teraz, kiedy unikają ze sobą kontaktów, jakby
idą mi na rękę. Mam spokój, a oni tym bardziej. Myślisz, że czemu przestałem się
odzywać? Mi również zabroniono kontaktów międzyludzkich z powodu
bezpieczeństwa!
Uniosłam na niego swój
wzrok. Wyczuwałam, iż mówił szczerze. Faktycznie nie ukierunkowałam myśli na
ten tor. Jego wytłumaczenie było zbyt logiczne, abym mogła wypatrzyć w nim
jakiegoś haczyka.
–– Mimo wszystko ze mną
rozmawiasz –– bąknęłam, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej.
Po raz pierwszy w
dzisiejszej dyskusji skierował twarz w inną stronę.
–– Nawet odizolowanie od
innych nie uchroni nas przed stworami –– wypowiedział owe słowa, aż nazbyt poważnie
i pewnie. –– A Shinohara może jako kolejny stać się ich ofiarą.
***
Nie wiem, czy Nishiki
okazał się jasnowidzem, czy po prostu mówił to co mu ślina na język przyniosła,
ale następnego dnia Yamaguchi nie zjawił się w szkole. Na początku myślałam, że
mógł zachorować, w końcu obecnie panująca pogoda nie sprzyjała odporności
człowieka, ale z każdą kolejną mijającą godziną dochodziłam do wniosku, że nie
mogło to być możliwe.
Na lekcji języka
japońskiego nauczycielka poinformowała nas, że Shinohara nie wrócił wczoraj do
domu. Choć nienawidziłam gnoja, nie życzyłam mu niczego złego. Dziwy nastrój
zapanował w klasie, po odsłuchaniu jej przekazu. Wszystkim nasuwała się tylko
jedna, możliwa koncepcja.
Zapewne został zjedzony
przez ghoula…
Pedagodzy oraz uczniowie
wiedzieli o nowince, dało się to wyczuć w całym budynku. Gdziekolwiek by się
nie postawiło nogi, usłyszałoby się napomknięcie dorosłego o tej sprawie.
Pierwsze co mi przyszło na myśl, to fakt, że ludzie przestaną mieć na uwadze
tylko i wyłącznie śmierć mojego ojca. Sprawa zaginięcia Yamaguchiego dopiero
się zaczęła, zdąży minąć parę miesięcy, zanim odejdzie na dalszy plan. Chyba,
że wcześniej ktoś inny straci życie.
W Suchīruu~iru nie działo
się nic dobrego. W pobliżu musiała zamieszkiwać co najmniej jedna rodzina
potworów. Na kogo, więc miała paść kolejna kolej? Każdy mógł okazać się nowa
ofiarą, śmierć tego idioty uświadomiła nas prędzej o takowej ewentualności, niż
byśmy się spodziewali. Idąc korytarzem, przyłapałam się na myślach związanych z
moim końcem. Uczniowie zapewne analizowali podobne prawdopodobieństwo. Po zgonie
Shinohary zapewne zrezygnowali z prób ponownego zaufania rówieśnikom.
Wcale im się nie
dziwiłam. Moje jestestwo przepełniał strach, którego nie miałam okazji zaznać
wcześniej. Gdzieś trwoniłam w siebie nadzieje, że ghoule preferują gustować w
rosłym, a nie dziecięcym ciele. Podobnie, jak Nishiki nie uważałam, aby
izolacja była najlepszym sposobem na uratowanie się przed bestiami. Ponowne
zjednoczenie ludzi nie stanowiło złej koncepcji. Według mojej dziecinnej
opinii, pomogłoby nawet w przetrwaniu tego burzliwego okresu.
Chciałam odnaleźć
Nishiki’ego i zaproponować wspólny powrót do domu. Skoro daliśmy radę wczoraj
porozmawiać, to równie dobrze moglibyśmy powrócić do starego nawyku. Poczułam
nagłe pragnienie posiadania go przy sobie. Tęskniłam za dawnymi relacjami, a
Nishio jako jedyny nadawał się na najlepszego kandydata do koleżeństwa.
Spodziewałam się go
ujrzeć schodzącego po schodach. Zdawałam sobie sprawę, że przez swój czyn
skieruję uwagę innych, którzy nie odważyliby się do nikogo odezwać. I tak jak
sądziłam, nie myliłam się.
Chłopak przedzierał się
przez gromadkę bachorów, nie śpieszących się na zajęcia. Wydawał się jakiś
spięty, aczkolwiek mógł próbować tylko wtopić się w tłum, aby nie wyjść na większego
dziwaka, za którego go uważali. Nie zważając na ciekawskie spojrzenia,
przybliżyłam się do niego i pofatygowałam się do szarpnięcia go za bark.
–– Wracamy dziś razem? ––
ośmieliłam się zapytać. –– Chciałabym porozmawiać. –– I przybliżając się,
szepnęłam mu do ucha –– O Shinocharze.
Nishio zadrżał, a reszta
udawała, że nie jest zainteresowana moim przedsięwzięciem.
–– Chyba nie powinniśmy…
–– Czemu tak uważasz?
Zrobiło mi się przykro,
słysząc jego niezdecydowanie.
–– Bezpieczniej będzie,
jak zaczniesz mnie unikać.
Kończąc przyspieszył
kroku i zniknął w sali matematycznej. Istniały tylko dwa sensowne
wytłumaczenia, dlaczego postąpił w takowy sposób. Albo przeszkadzało mu moje
towarzystwo, albo wolał zachować ostrożność, nie różniąc się od innych. Tylko
jedno było pewne, jako jedyna wyszłam na skończona idiotkę.
***
Czułam wymiociny, które
zbliżały się do mojego przełyku. Dałam radę przetrzymać je tylko chwilowo, nie
minęło pięć minut, a zawartość żołądka wylądowała na trawie przede mną. Wstrząśnięta,
starałam się uspokoić. Kolana nie przestawały mi się trząść, usiłowałam zmusić
się do podniesienia wzroku, ale przy obecnej sytuacji nie okazało się to takie
proste. Chciałam krzyknąć, jednakże stojąca przede mną postać spowodowała, iż
zaniechałam podobnej reakcji.
Znajdowałam się w
szczerym polu, kawałek za główną drogą i najbliższą chałupą. Od dłuższego czasu
powinnam była przebywać w domu. Nie ukrywając, żałowałam swojej upierdliwości,
która doprowadziła mnie do tego miejsca.
Mama zapewne wyrywała sobie w tym momencie włosy z głowy i zastanawiała
nad wezwaniem policji, w sprawie zaginięcia jej córki. Nigdy nie spodziewałaby
się odnaleźć mnie tutaj, sam na sam, oko w oko z potworem.
–– Nishiki… –– trudno mi
było wypowiedzieć jego imię. Powstrzymałam kolejny napływ wymiocin. ––
Dlaczego? Dlaczego ty?!
Po skończonych lekcjach
zamierzałam odnaleźć Nishio, by spróbować szczerze z nim porozmawiać. Chłopak
energicznie maszerował, wyprzedzając mnie co najmniej o parę metrów, aż długość
wydłużyła się do takiego stopnia, że ledwo potrafiłam go ujrzeć. Nie spodziewał
się tego, że go śledziłam. Tak, jak ja nie przeczuwałam ujrzeć go w takowej
ewentualności.
Wydawało mi się
podejrzane, iż w połowie drogi zmienił kierunek i zboczył z trasy. Nie włóczył
się po wsi, już kiedyś napomknął coś na ten temat. Inne zakamarki, niż szkoła
czy dom pani Gaku nie interesowały go. Dlatego jakaś część mnie nie myślała
trzeźwo i nakazała skierować się za nim.
Widziałam Nishiki’ego,
pożerającego rozprute ciało Shinohary!
Chłopak, słysząc mój głos
podskoczył, niczym oparzony i pobladł na twarzy. Z ust ściekała mu stróżka krwi
i dobrze wiedziałam, że nie należała do niego. Tak samo inne, dziwne szczątki
oblepiające jego całą twarz.
Nie mogąc dłużej na to
patrzyć, zmusiłam się do ucieczki. Przyśpieszając, natrafiłam stopą na dół i
ledwo zdołałam uniknąć upadku. W idealnym momencie podparłam się dłońmi,
asekurując ciało. Natychmiastowo podniosłam się i odruchowo zerknęłam do tyłu.
Nishio wciąż tkwił w miejscu, przez pewną chwilę byłam pewna, iż zdołałam
zobaczyć łzy spływające mu po policzkach.
–– Kimi, naprawdę nie
chciałem! –– wrzasnął głośno, płosząc sarnę ukrytą za pojedynczymi drzewami. ––
Nie mogłem się powstrzymać, wszystko ci wytłumaczę. Obiecuję!
Nie wiedziałam, czy
wierzyć w jego słowa. Osądziłam, ze najlepszym wyjściem będzie kontynuowanie
odwrotu. Kącikiem oka dostrzegłam, że on również zdecydował się na dezercję.
Tylko nie pognał za mną, pokierował się w inną stronę.
Nishiki
~ 1970 ~
„Im większy
głód, tym bardziej jesteśmy zwierzętami, im mniejszy – tym bardziej ludźmi”
Martín Capparós
–– Jesteś idiotą!
Poczułem dłoń, która
uderzyła mnie po twarzy.
–– Bolało –– sapnąłem,
rozsmarowując policzek. Wiedziałem, że zasłużyłem.
–– Powiedz proszę, że
kłamiesz. –– Głos jej zadrżał, kiedy usadowiła się na swoim łóżku. Skuliła
głowę i przytrzymała ją w rękach, nie mogąc uwierzyć w to co ode mnie
usłyszała.
Musiałem się przyznać do
winy, zachowałem się gorzej niż debil. Zwykle potrafiłem się powstrzymać, ale
tym razem ssanie w żołądku wygrało nad rozsądkiem. Potrzebowałem ludzkiego
mięsa. Inaczej nie wiadomo jakby skończyło się moje dalsze uczęszczanie do
szkoły na głodzie. Z pewnością ofiarą padłby ktoś inny.
Nigdy nie lubiłem
Shinoahry. Udawał cwaniaczka uważając, że wszystko mu wolno, a tak naprawdę niejedna
osoba posiadała więcej rozumu od niego. Chłopak ze wszystkich w klasie, nikogo
tak bardzo nienawidził, jak mnie. Tylko na przerwach zostawiał mnie w spokoju,
ponieważ miał do wyboru wiele innych frajerów. Nie doprowadzał mnie do złości,
wiedziałem, że mimo wszystko posiadałem nad nim przewagę. Różniliśmy się
gatunkowo, w tym to on nie był tego świadomy.
–– Mam do ciebie prośbę
–– przerwałem cisze i zwróciłem się do Eriko. –– Nic nie mów wujostwu. Chociaż
to dla mnie zrób!
Siostra patrzyła na mnie,
niczym na kogoś gorszego, niż idiotę.
–– Na pewno siebie
słyszysz?
–– Nie mogą się
dowiedzieć.
–– Chyba nie zdajesz
sobie sprawy, jakie niebezpieczeństwo na nas nasłałeś!
–– Doskonale wiem co
zrobiłem! –– Zakryłem oczy, chcąc cofnąć czas. –– Naprawię wszystko, daję ci moje
słowo!
–– Nie jesteś pewny, czy
już o nas nie wiedzą, przecież ta dziewczyna mogła się wypaplać!
–– Co według ciebie
powinienem tam zrobić?!
–– Jak to co? Również ją
zaatakować!
Wypowiedź, która wleciała
mi do ucha okazała się gorsza od ciosu w twarz. Nie byłbym w stanie zabić Kimi.
Jako jedyna potrafiła znaleźć ze mną wspólny język. Przestałem się odzywać dla
jej dobra, a i tak wszystko zepsułem. W głębi duszy starałem się uwierzyć, że
dziewczyna zachowa naszą tajemnicę dla siebie.
–– Jestem pewien, ze
nikomu nie powie. –– Próbowałem przekonać Eriko.
–– Nie dość, że głupi to
do tego naiwny…
–– Nawet jeśli zaczną nas
przeszukiwać, nie jest powiedziane, iż od razu nas unicestwią. Chwilę im zajmie
dotarcie do prawdy.
To co mówiłem faktycznie
miało sens. W ostatnich miesiącach mieszkańcy Japonii przedobrzyli sobie,
oskarżając wiele niewinnych rodzin. Krajowy Komisarz do spraw Ochrony Życia i
Szacunku Człowieka zakazał składania fałszywych oskarżeń pod zarzutem grzywny.
Z pewnością mama Kimi nie ryzykowałaby od razu, zwłaszcza, ze po śmierci męża
zajmowanie się dziećmi zaczęło przychodzić jej z trudem.
Eriko kiwała powoli
głowa, trawiąc moje słowa. Po paru minutach westchnęła przeciągle. Widziałem,
że wciąż pozostawała podenerwowana, ale musiała poczuć chwilową ulgę. Wujostwo
było przygotowane na oszczerstwa, w końcu nie potrafili zliczyć ile razy
policjanci odwiedzili ich dom.
–– Chcę zobaczyć te ciało
–– odezwała się niespodziewanie. –– Zaprowadź mnie do niego.
–– Co? –– Myślałem, że
się przesłyszałem. –– Nie sądzę, aby to był dobry pomysł.
–– I chcesz go tam
zostawić? Wtedy na pewno znajdziemy się pod ostrzałem!
Ponownie musiałem
przyznać jej rację. Byłem jeszcze małym szczylem, a Eriko znała się bardziej na
życiu i nie mogłem się jej przeciwstawić. W owym momencie pragnąłem, aby ten
koszmar skończył się raz na zawsze.
Mieliśmy szczęście, że
wujek nie zdążył wrócić do domu. Kuzyn odrabiał lekcje w sowim pokoju, a ciotce
przysnęło się przed telewizorem, dlatego nikt nie zauważył naszego zniknięcia. Cicho
i bezszelestnie daliśmy radę wymknąć się z budynku. Pokierowałem Eriko
dokładnie w to samo miejsce, w którym zostałem nakryty przez Kimi. Choć siostra
nie spodziewała się przemierzać takiego kawałka drogi, nie dawała poznać po
sobie zniesmaczenia.
W jednym momencie
przyszło mi na myśl, że na miejscu, gdzie leżały zwłoki Yamaguchi’ego mogła
znajdować się policja, nasłana przez sąsiadkę. Utwierdziłem Eriko o swoim
przypuszczeniu, więc zachowaliśmy większą ostrożność. Im byliśmy bliżej, tym
większy niepokój ogarniał moją duszę. Nie próbowałem zgadywać, co siostra
zamierzała uczynić.
Kiedy dotarliśmy,
odetchnąłem z ulgą. Byliśmy sami – tylko my, zwłoki i głucha cisza pustkowia. Słońce
powoli chowało się za horyzontem, ustępując miejsca nadciągającej nocy. Wiatr
zerwał się, zwiastując przybycie opadów atmosferycznych i tworząc
przytłaczający nastrój. Nie cieszyłem się z powodu powrotu na ten obszar. Choć
ciało wyglądało smacznie i dalej kusiło, orientowałem się, iż byłem zobowiązany
wykonywać jej rozkazy.
Eriko zbliżyła się do
Shinohary, obwąchując go uważnie. Przez pięć minut stała sztywno, wpatrując się
w to co z niego zostało. Czekałem, aż wpadnie na jakiś pomysł i uratuje dupną
sytuację, w jakiej się przeze mnie znaleźliśmy. Dziewczyna poszła na łatwiznę. Klękając
obok, wzięła jednego gryzka. A potem kolejnego. Wpatrywałem się w nią zdumiony,
ponieważ nie spodziewałem się, że zacznie go jeść.
–– Nie gap się, tylko
łaskawie mi pomóż! –– warknęła z pełną buzią.
Od razu posłuchałem jej
rozkazu. Nie robiła tego tylko dlatego, aby usunąć dowody zbrodni. Wiedziałem,
że dawno nie miała w ustach ludzkiego ciała. Mniej więcej z podobnych powodów
zaatakowałem Yamaguchi’ego. Niedobór pożywienia stał się koniecznością do
zaspokojenia.
Odgryzając palce, zdałem
sobie sprawę, że nie tylko dlatego zdecydowałem się zabić Shinoharę. Równie
dobrze mogłem wybrać byle jakiego dzieciaka ze szkoły. Tylko inni uczniowie nie
dokuczali Kimi. Przykro mi było z powodu śmierci jej ojca. Choć wydawał się
dziwnym człowiekiem, zdawałem sobie sprawę co musiała przejść. Z Eriko również
straciliśmy rodziców, a skoro pewien imbecyl nie potrafił uszanować czyjejś
tragedii, zasłużył sobie swoim zachowaniem na pożarcie. Przynajmniej
uszczęśliwiłem swój żołądek. Siostra również wydawała się uradowana posiłkiem.
OD AUTORA: Mam ochotę siebie zabić, kiedy widzę, że nie dodałam tutaj żadnej notki przez dwa miesiące. DWA MIESIĄCE! To brzmi, jak jakaś abstrakcja. Nie wiem czy mam coś na swoje usprawiedliwienie. Tak naprawdę rozdział napisałam w listopadzie. Październik przyprawił mnie o depresję i w pewnym momencie byłam pewna, że osiwieję. Pisanie i inne przyjemności zostawiałam na dalszy plan i tak też wyszło, że chęci i czas znalazłam niedawno. Ale wszystko powoli zaczyna się układać, zaczęłam nawet nowego bloga (zainteresowani znajdą go w zakładce BLOGI).
Rozdział jest krótszy od poprzedniego, za to w końcu zaczęła się akcja! Końcówkę pisało mi się aż nazbyt przyjemnie, hyhy (ciekawe dlaczego xD). Nasza Kimi w końcu poznała prawdziwą odsłonę Nishiego, Ikemoto coś kombinuje, a Wam pozostało wyczekiwać kolejnej notki.
Coś czuję, że niedługo od nowa wezmę się za pisanie!