8.4.19

Ona i on



Nishiki

~ 1975 ~

Niebezpieczeństwo jest ciche. Nie usłyszysz gdy nadleci na szarych piórach.” Andrzej Sapkowski


Sytuacja mojego gatunku nie zamierzała polepszyć się na japońskich wyspach. Dopiero od roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego zrozumiałem, że akcja likwidująca ghoule zechciała sięgnąć po brutalniejsze środki. Wcześniej jedyne o czym wspominałem to o kontrolach, które uprzykrzały naszą prywatność. Władze państwa dość późno zorientowały się, iż owe przedsięwzięcie działało tylko przez krótki okres czasu. Ku naszej zgubie, przymierzyli się do niezwłocznej operacji, polegającej na umysłowemu wykorzystywaniu.
Inaczej mówiąc, zaczęli grać na naszej i ludzkiej psychice. Z pośród dziesięciu złapanych obywateli, może dwójka tak naprawdę okazywała się być ghoulami. Wiec jaki można wyciągnąć z tego wniosek? Człowiek mógł bardziej ucierpieć, niż którykolwiek z nas. I tak też w istocie bywało. Męczony przez wiele godzin ziemianin skłonny był do wydania własnej żony, przyjaciela, czy kogokolwiek, byleby móc zostać z powrotem wypuszczonym na wolność.
Na tak zwaną „łapankę” można się było natknąć w każdym momencie. Oczyszczanie miejscowości powiększyło strach i zdziczenie społeczeństwa. Trudno wyobrazić sobie, że w drugiej połowie dwudziestego wieku mieszkańcy czuli się niczym ludzie próbujący przetrwać wojnę światową w Europie. Choć zjawisko głodu nie panowało na naszych ziemiach, tak polityka tuczyła wszystkich przerażeniem.
Nie można było winić tych, którzy  byli skłonni kablować, byleby móc stać się wolnym. Słyszałem o wielu przypadkach, a po niektórych historiach miewałem dziwne odczucie, iż również potrafiłbym wydać kogoś bliskiego. I nie mówię tu tylko o torturach cielesnych. Strzały z bicza, czy innych przyrządów sprawiających ból nie skutkowały w takim stopniu, jak sobie wyobrażali policjanci. Często zamierzony efekt otrzymywali poprzez wplątywanie w to dzieci, czyli najbardziej bezbronne stworzenia jakie ktokolwiek mógłby wykorzystać.
Jak zachowałaby się matka, która po paru dniach zamknięcia w izolatce widzi przed sobą własne posiniaczone dziecko? Z pewnością powiedziałaby wszystko, a tym bardzie zmyśliła i wydała niewinną i niczego nie świadomą osobę. Stróże prawa nie oszczędzali maluchów. W taki sposób starali się zmusić ludzi do mówienia, krzywdząc przede wszystkim dzieci.
Za każdym razem udało mi się zbiec z miejsca, w którym zorganizowano łapankę. Mój kuzyn natomiast nie miał tyle szczęścia. Wypuścili go tylko dlatego, ponieważ po czterech dniach zdecydował się sypnąć na nieco chorego psychicznie rezydenta Suchīruu~iru. Nie złamały go uderzenia, które pozostawiły po sobie okropne ślady. Do mówienia przyczyniła się obca i niczego nie świadoma dziewczynka z najbliższego domu dziecka. Za każdą negatywna odpowiedź szczuli ją psami. Pamiętam kuzyna, który (pomimo powrotu do domu) nie potrafił się otrząsnąć. I to nie z powodu przesłuchania. Krzyki dziecka zmusiły go do skazania niewinnego człowieka.
— To było silniejsze od ciebie. — Starała się go pocieszyć Eriko.
On zakrył wtedy twarz dłońmi.
— Gdybyś słyszała ten ryk… — I dalej nie chciał kończyć, a ja również wolałem tego nie słyszeć.
Zdarzały się przypadki, w których to ghoule wkopywały samych siebie, chcąc oszczędzić innych. Z reguły należeli do nich ci, którzy od samego początku nie potrafili zaakceptować własnego losu. Choć większość szydziła z nich, dla mnie byli odważni i zasługiwali na łagodniejsze potraktowanie.
Rozpamiętując o społeczeństwie nie wspomniałem nic o sobie. Zbytnio nie przejmowałem się zaistniała sytuacją. Może dlatego, iż moje życie niespodziewanie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni i nie zamierzało powrócić do wcześniejszych wymiarów. Miałem po prostu wszystko w dupie. Liczyła się tylko jedna osoba i to jej potrafiłem wszystko poświęcić.
Pierwszy raz od dłuższego czasu mogłem czuć się kimś innym, niż tylko ghoulem. Mimo wyglądu przypominającego człowieka, posiadałem gnębiące wrażenie, że jednak wciąż pozostawałem kimś innym, kimś kogo nie da się uznać za pożytecznego. Choć mojego dzieciństwa i czasów, w których uczęszczałem do podstawówki nie umiałem sklasyfikować do idealnego momentu we własnym życiu, tak los zechciał obdarzyć mnie chwilową nadzieją, że „byt” nawet przez krótki okres potrafi być wspaniały.
Po pamiętnym pocałunku z Kimi mimowolnie starałem się na nowo kształtować własną osobowość. Od kilku lat próbowałem funkcjonować w młodzieżowym otoczeniu. Choć nie zawsze uchodziłem za towarzyskiego chłopaka, starałem się odegnać od siebie pragnienie samotności, które w rzeczywistości wyniszczało mnie przez długie lata. Kiedyś wolałem przebywać tylko i wyłącznie we własnym towarzystwie, teraz myśl o odosobnieniu napełniała mnie niesmakiem. I to tylko i wyłącznie za sprawą płci przeciwnej.
W momencie, w którym nasze usta się zetknęły, nie potrafiłem uwierzyć, że takowa chwila miała swoje miejsce. Przez wszystkie lata byłem pewny, iż Kimi traktowała mnie tylko i wyłącznie jak przyjaciela. Potrafiliśmy znaleźć wspólny język oraz oboje szanowaliśmy własne gatunki. Z czasem przestałem żałować pożarcia Shinohary. Gdyby nie to, kto wie, może do dziś nie posiadałbym żadnej dziewczyny.
Na następny dzień, po naszym pierwszym pocałunku, zaczęliśmy ze sobą oficjalnie chodzić. Owa nowina nie zszokowała rówieśników. Według nich od samego początku mieliśmy się ku sobie. Owszem, zawsze uważałem, że Kimi była piękną kobietą, jednakże nie potrafiłem przypuścić, że kiedykolwiek się w niej zakocham. Przez dłuższy czas pozostawaliśmy przecież w zmowie, ona nie wydała mojej rodziny, a w zamian miała zagwarantowaną ochronę własnej. Można więc rzec, że odnowiliśmy kontakt przymusowo, aczkolwiek gdybym miał cofnąć czas, w życiu tego bym nie dokonał.
Przez dłuższą chwilę obrzydzał ją fakt, iż żywiłem się ludźmi. Chwilę zajęło zanim się do tego przyzwyczaiła. Byliśmy jeszcze dziećmi, a smarkacze w nieco inny sposób akceptują pewne aspekty. Dopiero zbliżając się ku pełnoletności zdołała mi przekazać, że trudno mnie skreślić z powodu odmiennej natury.
— Najważniejsze jaki jesteś, a nie czym się żywisz — powiedziała mi kiedyś, gdy wspólnie spędzaliśmy czas. Po tych słowach wtuliła się w mój tors, a ja nie wiedząc co rzec, zdecydowałem się pozostać cicho. I po prostu ją zrozumieć.
Skoro posiadaliśmy odmienny jadłospis, randki w restauracjach odpadały. Unikaliśmy również spotkań we własnych domach. Podczas brzydkiej pogody Kimi częściej przebywała u mnie, niż na odwrót. Jej mama nie ufała żadnemu mężczyźnie, który zakręcił się wokół jej córki. Nie przekonywał jej nawet fakt, iż mieszkałem tuż obok i w każdej chwili mogła wrócić spokojnie do siebie.
Innego zdania byli zaś moi wujkowie. Ciotka promieniała z zachwytu na myśl, że jesteśmy razem. Znała Kimi od dawna i w jakimś stopniu szanowała ją za trzymanie języka za zębami. Kiedy siedzieliśmy w moim pokoju, przychodziła często pod pretekstem chęci porozmawiania. Chyba nie musze dodawać, że nie raz się przez to z nią posprzeczałem, w końcu naruszała moją prywatność i przeszkadzała w naszych spotkaniach. Już nie spacerowaliśmy razem do szkoły, do ogólniaków mogliśmy jedynie wspólnie dojeżdżać autobusem w kierunku Jokohamy. Dostaliśmy się do różnych szkół średnich, więc staraliśmy się poświęcać wolny czas sobie najczęściej jak się tylko dało.
Niektórzy uważali nas za „nudną” parę. Nie jeździliśmy często do kina, czy do wesołych miasteczek. Kimi dużo czasu poświęcała swojemu rodzeństwu, a ja to akceptowałem. Mimo że oboje byliśmy raczej spokojnymi ludźmi, dość często wpadaliśmy w różne konflikty. Od dziecka miałem dar do kłócenia się z innymi, dlatego też przy Kimi nie potrafiłem się powstrzymać i podczas wyrażania własnej opinii zawsze dopowiedziałem o parę słów za dużo.
Bywało, że przez sprzeczki nie odzywaliśmy się do siebie na imprezach, robiąc trochę wstyd przy znajomych. Nie pomagały uwagi rzucane w naszą stronę. Woleliśmy udawać, że nie mamy ze sobą nic wspólnego i tyle. Raz zdarzyło mi się przesadzić. Odkąd Kimi poszła do liceum stałem się zazdrosny o każdego chłopaka, który się do niej odezwał. Nasz spór zakończył się nieciekawie, przyjęła przeprosiny dopiero po tygodniu, a ślad po uderzeniu na moim policzku utrzymywał się co najmniej przez dziesięć minut. W klasie maturalnej sytuacja nabrała innych obrotów. Będąc starszym od niej zaniechałem częstych popijaw i to poniekąd spowodowało, że się ogarnęliśmy i nie kłóciliśmy o byle co. Zdecydowaliśmy oboje dorosnąć.
Poniekąd częste sprzeczki posiadały swoje plusy. Co robiliśmy po dojściu do porozumienia? Można się domyśleć. Miewałem wrażenie, że seks na zgodę działał lepiej, niż podanie dłoni. Nie byłbym facetem, gdybym powiedział, że nie lubiłem z nią współżyć. Na Boga, zawsze gdy ją widziałem nie mogłem się doczekać chwili, w której zdejmę z niej ubrania!
Pewien kolega ośmielił się mi oznajmić, co sądził o moim związku z Kimi.
— Nie obraź się starty, ale według mnie przez te kłótnie zachowujecie się jak niedojrzałe dzieciaki.
Nie miałem mu tego za złe. W końcu osoba przyglądająca się z boku faktycznie mogła wyrazić takowe zdanie. Dlatego też musieliśmy poprawić własne postępowanie. Zrobiliśmy to dla innych, jak i dla siebie. Nie posiadaliśmy idealnej relacji, ale kto powiedział, że tylko takie doskonałe stworzenia mogą  obdarowywać siebie miłością?
Będąc w związku zwróciłem uwagę, iż problem ghouli w społeczeństwie zniknął gdzieś w czeluściach mojego umysłu. Przestałem zwracać uwagę na pełne oszczerstw wiadomości, a moja ostrożność ulotniła się na rzecz zaćmienia sympatią. Poza kuzynem, przez dłuższy okres czasu nikt z moich bliskich nie ucierpiał. Za to wujostwo nie popierało mojego stylu bytowania.
Pewnego wieczoru zwołali własnego syna, mnie oraz Eriko do salonu. Z wyrazu ich twarzy mogłem bez problemu odgadnąć, iż nie zamierzali wyjawić nam niczego dobrego. Ciotka trzymała w dłoni jakąś kartkę, na której mieścił się nieznany adres.
— Trudno jest mi zacząć ten temat. — Odważył odezwać się wujek. Po wzroku ciotki, który mówił mi „tylko się nie denerwuj” pożałowałem, że właśnie wtedy nie spędzałem czasu z Kimi. — Ciężko jest podejmować skomplikowane decyzje.
— Można od razu przystąpić do rzeczy ? — zaproponowałem, na co Eriko skrzywiła się. Najwidoczniej nie tylko ja nie chciałem tego słuchać. Starsza siostra nie przebywała tak często w domu. Studiowała w Jokohamie i starała się odwiedzać nas regularnie. Myśl o zniszczonym wieczorze najwyraźniej jej nie radowała.
— Jak wiecie, posiadamy wielu zaprzyjaźnionych ghouli.
— I?
— I część z nich opuściła Japonie ze względów bezpieczeństwa. — Kończąc spuścił wzrok, nie mogąc spojrzeć nam w oczy.
Owszem, emigracje wśród naszego gatunku nie stawiły w aktualnym okresie żadnej nowości, jednakże koncepcja o wyprowadzce nie wchodziła w grę. Zwłaszcza u mnie, z należytych powodów.
— Chyba nie chcę tego słyszeć. — Próbowałem wstać i odejść, ale ręka Eriko zdołała mnie powstrzymać.
— Siedź — rozkazała, bez cienia jakichkolwiek emocji.
Wzdychając przystałem na jej rozkaz.
— Nie mam zamiaru zamieszkać w Chinach, bądź w Korei — ponownie odważyłem się odezwać.
— Wszędzie będzie lepiej niż tutaj — prychnął kuzyn. Rzuciłem mu krzywe spojrzenie. Jego nikt tutaj nie trzymał, tak naprawdę mógł wyprowadzić się w każdej chwili. Choć świat również dostał bzika na punkcie rasy żywiącej się ludźmi, wielu z nas zdołało odnaleźć spokój poza granicami państwa.
Usta ciotki ułożyły się w wąską linię.
— Chiny i Korea nie wchodzą w grę. Za dużo ghouli tam wyleciało — rzekł wujek, próbując na siłę utrzymać opanowany głos.
— Tylko? — Tym razem wyprzedziła mnie siostra.
Milczenie, które nastąpiło po jej zapytaniu, przyprawiło mnie o nie lada zdenerwowanie.
— Europa — powiedziała ciotka.
Jej słowo wgniotło mnie w siedzenie. Europa była przecież tak daleko!
— I jak wy to sobie wyobrażacie?! — Nie powstrzymałem się od nerwowego tonu.
— Zdobyliśmy adres pewnego miejsca, w którym osadziło się wielu z nas. Pomagają im tam zdobyć nową tożsamość oraz znaleźć bezpieczne miejsce zamieszkania — kontynuowała bez zająknięcia, jakby przygotowywała się do tej wypowiedzi od dłuższego czasu.
— Nie wiem jak reszta, ale ja się nie zgadzam — rzuciłem otwarcie, nie żałując własnych słów.
— Robimy to dla waszego dobra i…
— Choćbyście się nie wiadomo jak starali, nigdzie nie zaznamy spokoju. — Zdawałem sobie sprawę, że raniłem ją własnymi słowami, ale nie potrafiłem się powstrzymać. — Zawsze będziemy tymi złymi, którzy muszą ukrywać własną osobowość. I nie ważne czy żyłbym w Anglii, Chinach, czy Brazylii, wszędzie będą o nas wiedzieć.
Poczułem na swoim ramieniu dłoń Eriko. Spuszczała wzrok i starała się coś powiedzieć, aczkolwiek słowa nie zamierzały wylecieć z jej ust.
— Powinniście rozważyć tę opcję. — Wujek nie dawał za wygraną.
— Już zdecydowałem. Zostaję.
Sądząc po ich minach, domyślali się takowej odpowiedzi z mojej strony.
— Nishiki — ponownie odważył się odezwać po chwili ciszy. Złączył dłonie i począł bawić się kciukami. Nie był głupi, doskonale zdawał sobie sprawę, dlaczego wolałbym dalej żyć tutaj — Kimi nie może być powodem, dla którego miałbyś tutaj przetrwać. Nie ważne czy tego chcemy, czy nie, w Japonii jedyne co nas czeka to śmierć.
W jednym momencie próbowałem wyobrazić sobie mój byt na obczyźnie. Praca i dalsze kształcenie w innym kraju nie napawało mnie radością. Nie chciałem stać się wyrzutkiem, który nie posiada bladego pojęcia o życiu w obcym państwie, a tym bardziej kontynencie. Kompletnie nie myślałem o przyszłości, wolałem się cieszyć obecną chwilą i nie kontemplować nad czymś co mogło dopiero nadejść. Najgorsze w tym wszystkim było to, że oni naprawdę mieli rację. Nie zostałem na dłużej w Japonii, a do podjęcia decyzji zmusiły mnie dwie sytuacje, które wydarzyły się w niedalekiej przyszłości.


***


Gdyby nie Kimi, nie zauważyłbym, że naszym śladem podążała jakaś osoba. Wracaliśmy ze szkolnego boiska, na którym umówiliśmy się, żeby porozmawiać i napić piwa. Zdecydowaliśmy skrócić sobie drogę przez ścieżkę biegnącą między polami. Dopisująca pogoda zachęcała znajdować się jak najdalej od ulicy i upajać uspokajającym widokiem wiejskiego krajobrazu.
Kiedy byliśmy w połowie drogi, poczułem jak pociągnęła za moją rękę i kazała się zatrzymać. Na początku myślałem, że chciała się po prostu całować, ale kiedy ujrzałem jej minę od razu zrozumiałem, że chodziło o coś kompletnie innego. Głowę miała zwróconą na wschód i powoli rozszerzała usta. Nie minęła minuta, a zakryła je dłonią. Wziąłem z niej przykład i dopiero wtedy zauważyłem kogoś majaczącego w oddali. Musiałem przetrzeć okulary i kiedy z powrotem założyłam je na nos, z przerażeniem zrozumiałem, iż znałem owego osobnika.
Zbliżała się ku nam Eriko. Nie musiałem być spostrzegawczy, żeby odgadnąć, iż kulała. Pobiegliśmy w jej stronę, ledwo zdążając. W ostatniej chwili uchwyciłem jej ciało, które po utracie sił poczęło się przewracać. Automatycznie klęknąłem, przyglądając się jej zmasakrowanej twarzy. Kimi pogłaskała ją po głowie. Kątem oka zauważyłem powoli ściekającą łzę na policzku ukochanej.
— Co się stało? — zapytała prędzej samą siebie niż moją siostrę. Eriko wpatrywała się w niebo swoim nieobecnym wzrokiem. Od czasu do czasu mrugała, ale nie miała sił, aby nam wszystko zrelacjonować.
Mocniej przycisnąłem ją do siebie. Ubrania miała poplamione od krwi, a pobita buzia wywołała u mnie nagły napływ złości. Musiałem jak najszybciej przyprowadzić ją do domu. Szybkim ruchem uniosłem się do góry, wciąż trzymając ją na rękach. Domyślałem się kto mógł być sprawcą pobicia, i  z pewnością nie mogłem tym razem winić ghouli.
— Tym razem nie odprowadzę cię do drzwi — rzuciłem do Kimi. — Muszę wykombinować jak niepostrzeżenie wrócić z Eriko.
Dziewczyna pokiwała powoli głową, nie spuszczając wzroku z mojej siostry. Doskonale rozumiała powagę sytuacji. Gdyby ktoś zobaczył Eriko w takim stanie, plotki rozeszłyby się do końca tego dnia i każdy rozsiewałby własne przypuszczenia. A tego musieliśmy uniknąć.
Moje wnętrze przepełniała na przemian złość, strach oraz współczucie. Dotychczas jedynym poszkodowanym był tylko kuzyn, a skoro następną okazała się siostra, to oznaczało tylko tyle, że na każdego z nas w końcu przyjdzie pora. Zapewne przed tym chcieli nas przestrzec wujkowie, tak jakby wiedzieli, jak to wszystko się skończy. Przedzierałem w myślach przez najgorsze scenariusze, i najgorsza okazała się śmierć kogoś bliskiego.
— Nie… tylko nie to — mruknąłem sam do siebie, zwracając na siebie uwagę Kimi.
— Mówiłeś coś? — spytała, ale nie odpowiedziałem.
Już raz przeżyłem taki koszmar. Odejście rodziców spowodowało, że przestałem pokładać jakiekolwiek nadzieje na lepsze życie. Od tego czasu, stopniowo polepszał się mój byt, aczkolwiek wszystko wskazywało na to, iż idylla chyliła się ku końcowi. Ponownie wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.
— Niech nikt nigdy więcej mnie nie zostawia — szepnąłem i mimowolnie wybuchłem płaczem, jakbym wciąż miał jedenaście lat.



 Kimi

~ 1979 – 1982 ~

Pokrewne dusze zawsze potrafią znaleźć do siebie drogę.” Cecelia Ahern



Nie przyjechałam do Tokio bez powodu. Od zawsze pragnęłam studiować biologię, mieszkać w wielkim mieście oraz stać się naukowcem, skupiającym się na jednej dziedzinie naszej fauny. Będąc małą dziewczynką fascynowałam się żywymi organizmami. Czytałam wiele książek i podręczników, zwracałam uwagę na różnicę miedzy gatunkami i to nie tylko w kontekście budowy ale i przebiegu ich całego bytowania. Na początku byłam wielką fanką  gadów, z czasem jednak przeszłam do ptaków, aż w końcu zatrzymałam się na ssakach, jakimi były ghoule.
Nie powinno to nikogo dziwić, w końcu utrzymywałam dość bliskie relację z jednym z nich, nie mówiąc już o konsekwencjach, jakie to za sobą mogło przynieść. Obcowanie z ghoulem niczym nie różniło się od wtrącania w ekosystem gatunku znajdującego się pod ochroną. Do czego zmierzam? W obu przypadkach groziła kara, a w jednym nawet wyrok śmierci.
Owe rozporządzenie ukazało się w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym siódmym, kiedy na jaw wyszły stosunki płciowe uprawiane między ludźmi a ghoulami. Władze zdecydowały się pozbywać obywateli, którzy (jak twierdzili) pomagali szerzyć się potworom, z jakimi chcieli się raz na zawsze uporać. Trudno powiedzieć czy mi się poszczęściło. Nie posiadałam już wtedy chłopaka, więc można stwierdzić, iż zabezpieczyłam się w idealnym momencie.
Na początku było ciężko przyzwyczaić się do samotności, jaka ogarnęła mnie w stolicy kraju. Choć codziennie mijałam parę tysięcy ludzi, czułam się po prostu obca. Pochodziłam ze wsi, mieszkałam w dużej rodzinie, więc zawsze posiadałam jakieś towarzystwo. Mieszkanie, które wynajmowałam nie należało wyłącznie do mnie. W pokoju obok spała inna studentka, z którą jedynie jaki miałam kontakt to tylko przez parę minut dziennie. Dziewczyna studiowała, pracowała oraz prowadziła dość mocno rozrywkowe życie. Równie dobrze mogłaby codziennie płacić za inny nocleg, gdyż łatwiej było zliczyć ile nie przebywała w naszym mieszkaniu niż na odwrót.
Starałam się najczęściej, jak to było możliwe odwiedzać rodzeństwo i matkę, jednakże nie mieszkali już w Suchīruu~iru. Mama sprzedała dom i kupiła niewielkie mieszkanko w Jokohamie. Znalazła tam dobrze płatną posadę w szkole średniej i wolała zapomnieć o dawnej miejscowości. Nasza rodzinna wieś została opuszczona na cacy. Po tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym szóstym mieszkańcy, ogarnięci strachem i chęcią rozpoczęcia wszystkiego od nowa  przeprowadzali się powoli, aż w końcu przyszła i na nas pora. Z tego co mi było wiadomo, rok później zechciano przerobić Suchīruu~iru na rozrywkowe miejsce, w którym można odpocząć od zgiełku miasta.  Toteż nasze domy zostały przerobione na hotele, baseny, lunaparki.
Z jednej strony tęskniłam za miejscami związanymi z dzieciństwem, z drugiej zaś odczuwałam pewnego rodzaju spokój, przebywając z dala od tamtych rejonów. W Tokio byłam anonimowa, nikt mnie nie znał i nie wiedział o mojej przeszłości. W tak zaludnionym mieście pospolici rezydenci nawet nie bawili się w szukanie bestii. Do tego należały specjalne organy patrolujące dzielnice, aczkolwiek nie wpadali do domów i nie zabierali na przesłuchanie byle kogoś, przyprowadzonego przez sąsiada.
Tutaj to wszystko wyglądało inaczej. Nie raz wyobrażałam sobie, jak potoczyłoby się moje dwadzieścia lat, gdybym urodziła się w Tokio, a nie w Suchīruu~iru. Może tata wciąż by przy nas był, może nie straciłabym kontaktu ze znajomymi. Może dalej mogłabym spędzać czas przy osobie, którą kochałam. Mogłoby też być tak, iż poznałabym kogoś kompletnie innego.
Zbyt dużo rzeczy byłoby możliwe do zrealizowania. Po przeprowadzce dopiero odczułam, jakbym zaczęła wszystko na nowo. Trochę to wyglądało tak, jakbym wlazła do innego wymiaru i w nim pozostała. Nie zamierzałam dalej wyjeżdżać, choć stolica Japonii nie gwarantowała stuprocentowego bezpieczeństwa, preferowałam być obcą we własnym państwie niż za granicą.
Liczba zgonów wśród ludzi poczęła maleć, więc każdy z nas miewał się bezpiecznej. Jak podkreśliłam, dotyczyło to tylko i wyłącznie naszego gatunku. Z ghoulami było coraz gorzej. Ci którzy zostali mogli liczyć jedynie na śmierć. Tylko część z nich więziono, starając się stworzyć nowe króliki doświadczalne. Niektórzy przypuszczali, że w najbliższej przyszłości jedyne osobniki tej rasy pozostaną żywe w innych częściach świata, a z czasem i inni się z nimi uporają.
Za każdym razem, kiedy słyszałam w wiadomościach o prognozach związanymi z ghoulami, myślami powracałam do Nishiki’iego. Nie wiedziałam co się z nim działo, gdzie przebywał, jak funkcjonował. Najczęściej karciłam siebie za pytanie, jakie nasuwało mi się prawie za każdym razem przed zaśnięciem. Czy wciąż mnie kochał? Mógł poznać kogoś nowego, lepszego i ładniejszego. Może nawet samicę ghoula, z którą z pewnością byłoby mu prościej żyć niż z człowiekiem.
Często podczas spacerowania po chodniku rozglądałam się dookoła, łudząc się, iż kiedyś przypadkowo go napotkam. Posiadałam wobec niego te same uczucia, co parę lat temu. Każdy chociaż raz zakochał się w kimś, kogo nie potrafił zapomnieć. I tak właśnie było z Nishio, choć nie byliśmy już razem, brakowało mi jego towarzystwa. Za bardzo przyzwyczaiłam się do wspólnych przechadzek, imprez i innych rzeczy, które wykonywaliśmy wspólnie.
Nie należałam do fanek romansów, dlatego trudno mi było stwierdzić, czy moja relacja z Nishio zaliczała się do fascynujących miłosnych historii. Według mnie kochaliśmy się tak samo jak większość innych istot. Spędzaliśmy walentynki, uprawialiśmy seks, całowali, co już samo w sobie nie uchodziło za nic nadzwyczajnego. Mimo wszystko pragnęłam ponownie się z nim żyć i kontynuować naszą relację. Może i żylibyśmy, starając uchodzić za zwyczajną, ale przynajmniej kochającą się parę.
Akira fascynowała się moim związkiem z Nishio, ponieważ nie potrafiła uwierzyć, że kiedykolwiek uda jej się poznać kogoś, kto również posiadał ciekawe wspomnienia z ghoulem. Różniło nas to, że Kotarou naprawdę starała się odnaleźć swoją przyrodnią siostrę – Kumiko. Moja przyjaciółka posiadała wielką pewność siebie i nie bała się ryzykować. W porównaniu do mnie, była gotowa nawet wylecieć za nią do Ameryki. Na początku również rozważałam opcję udania się za Nishio. Trzeźwy umysł podpowiadał mi jednak, że nie przyniosłoby to mi niczego dobrego. Chciałam się wykształcić, a mężczyzna nie powinien stać się kimś, dla kogo miałabym porzucić swoje plany. Do tego przez dłuższy czas musiałam pomagać matce, w końcu utrzymanie czwórki dzieci nawet w Japonii nie wydawało się takie proste.
Kumiko opuściła Akirę z identycznych powodów co Nishiki mnie. Ojciec Kotarou po śmierci żony związał się z matką Abakare, nie wiedząc iż była ona ghoulem. Dopiero kiedy wszystko wyszło na jaw, Kumiko wiedziała, że nie mogła dłużej tutaj zostać. Jej mamę uśmiercono, a ona sama musiała się ewakuować z dnia na dzień. Za pieniądze zaoszczędzone przez rodzicielkę, wybyła na inny kontynent. Podobnie postąpił Nishiki. Ratował nie tylko siebie. Wiedział, że swoją naturą przysporzy kłopotów innym, na których mu zależało. Między innymi zaliczał do nich mnie.
Z Akirą poznałam się kompletnie niespodziewanie. Po skończeniu dziewiętnastego roku życia zaczęłam dość często chorować. Moja odporność pogorszyła się z niewiadomych powodów i wolałam skierować się na badania. Moim nowym lekarzem okazał się nikt inny jak doktor Kotarou. Od samego początku zagadywała mnie przez cały czas podczas naszych wizyt, aż w końcu polubiłyśmy się.
Pewnego razu byłam u niej na kontroli po wykładach. Już wtedy zaczynałam pracować nad ghoulami, dlatego miałam w torebce książki i pliki papierów, na których mogłam znaleźć coś o nich ciekawego. Choć wiedziałam, że informacje zawarte w podręcznikach posiadały okrojone wątki, tak liczyłam znaleźć w nich coś nowego, coś co mogło mnie w jakimś stopniu zaskoczyć. W końcu zdecydowałam zostać ekspertem w dziedzinie wiedzy nad tym gatunkiem.
Było już po badaniu i zamierzałam szybciej niż zazwyczaj wrócić do mieszkania. Wychodząc z uczelni nie zasunęłam torebki, dlatego też Airze rzucił się w oczy tytuł książki, który znajdował się na widoku. Na początku nie byłam chętna do rozmowy, ale dość szybko podłapałam temat.
— Nie wiedziałam, że interesujesz się ghoulami — zagadnęła.
Speszona, nie miałam bladego pojęcia, co powiedzieć.
— Czasem warto poznać swojego wroga — rzuciłam żartobliwie, nie chcąc ukazać zmieszania.
— Jakbyś potrzebowała więcej informacji, chętnie posłużę pomocą. — Widząc moją zdziwioną minę, uśmiechnęła się szeroko. — Mój mąż był zatrudniony w CCG. Zdecydował się jednak zakończyć z karierą inspektora i aktualnie jest zwyczajnym ochroniarzem.
Zdziwiona, mrugałam energicznie oczami. Jeszcze nigdy nie poznałam kogoś, kto by był blisko związany z Gołębiem. Propozycja okazał się dość kusząca, zważywszy na fakt, iż inspektorzy musieli posiadać obszerną wiedzę na temat stworów, których się pozbywali.
Po owej wizycie zaczęłam spotykać się z Akirą coraz częściej, na początku głownie w celu zdobycia informacji o ghoulach. Z czasem potrafiłyśmy znaleźć wspólny język i przy innych tematach i choć dzieliła nas różnica paru lat, miałam wrażenie, iż mogłam z nią rozmawiać jak z rówieśniczką.
O Nishikim dowiedziała się dopiero po jakimś czasie. Pierwsza wspomniała mi o swojej przyrodniej siostrze, i gdyby nie to, zapewne do teraz nie wiedziałaby, że istniał taki ktoś jak Nishio. W głębi duszy cieszyłam się, iż  nie byłam jedyną, której przytrafił się podobny los. Dwa lata temu ojciec Akiry zmarł na raka, co tak naprawdę uratowało go przed karą śmierci w przyszłości. W końcu ożenił się z ghoulem, co według prawa stanowiło pretekst do wykonania egzekucji. Sąd nie potrafiłby dotrzeć, czy na pewno nie wiedział o gatunku nowej małżonki. Kotarou nie groziło nic złego tylko i wyłącznie dlatego, że potwierdzono, iż jej rodzona matka naprawdę była człowiekiem.
Komuś takiemu mogłam zwierzyć się ze swoich wspomnień. Zwłaszcza, iż Akira była gotowa pogodzić się z faktem o prawdziwej naturze przyrodniej siostry i macochy. Również nie popierała systemu, jaki rozporządziły władze i nawet ucieszyła się, kiedy jej mąż – Amon, zrezygnował z posady w CCG. Od samego początku nie podobał jej się zawód Amona, jednakże nie potrafiła nakazać mu szukania nowej pracy.
Amon sam zechciał zmienić posadę. Wiedział o sytuacji, jaka się rozegrała w rodzinie Akiry i za każdym razem, kiedy patrolował dzielnice Tokio, jakaś część jego sumienia mówiła mu, aby przestał krzywdzić potwory, z którymi jego żona potrafiła żyć w zgodzie. Na początku wydawało mi się to absurdalne, w końcu inspektorzy wciągali się w swoje obowiązki i z reguły to im trzeba się było podporządkować. Mężczyzna zrezygnował ze swojego fachu dla kogoś kogo kochał, Akira potrafiła opuścić wszystko i odnaleźć Kumiko. A ja? Potrafiłam żyć dalej, starając nie powracać do przeszłości.
Dość często posiadałam z tego powodu wyrzuty sumienia. Aczkolwiek starałam się zrekompensować to w inny sposób. Dostając się na praktyki do laboratorium, starałam się walczyć z brutalnym traktowaniem królików doświadczalnych, jakimi były ghoule. Choć ich liczba drastycznie malała, wierzyłam, że w końcu oba gatunki doją do ugody i człowiek znajdzie sposób, aby móc funkcjonować wraz z nimi.
— Nishiki… Dlaczego mnie musiało to spotkać? — powtarzałam w kółko, nie mogąc pozbyć się twarzy Nishiki’ego, którą imitował mój umysł.
Wiejący wiatr oziębił pokój i przestał przyjemnie muskać mój policzek. Zmusiłam się do wstania i podejścia do okna. Zanim go zamknęłam, spoglądnęłam w dół. Pusta ulica rozsiewała wokół dawno niespotykany spokój, zachęcający do położenia się do łóżka. Westchnęłam, ale nie poszłam spać. Oparłam się łokciami o parapet i w ciszy wędrowałam za widokiem, rozciągającym się za szybą.
Naprzeciwko znajdował się budynek szkoły podstawowej. Mimowolnie kąciki ust powędrowały mi do góry. Wstając na wykłady, nieraz widywałam dzieciaki maszerujące do tej instytucji. Niektóre twarze zdołałam nawet zapamiętać, ponieważ dość uważnie się im wszystkim przyglądałam. Nie ważne jak bardzo skupiałam na nich swoją uwagę, nigdy nie zauważyłam dwójki przyjaciół, dziewczynki i chłopaka maszerujących za każdym razem obok siebie.



Ikemoto

~ 2017 ~

Rodzina to zatrzaśnięcie się w windzie z zupełnie obcymi ludźmi.” Jakub Żulczyk




Widok zgorzkniałego Noah stał się najpiękniejszą rzeczą, jaka przydarzyła mi się w ostatnim czasie. Trzask zamykanych drzwi od razu przywrócił mnie do pionu. Zaglądając na korytarz nie potrafiłem się powstrzymać od prychnięcia. Młodzieniec wyglądał, jakby miał ochotę mnie zlinczować. Byłem pewien, że przejdzie obok, kierując się do pokoju i rzucając po drodze jakiś mało przejmujący komentarz, natomiast on podszedł tylko kawałek i zatrzymał się naprzeciwko mnie, tak żebyśmy stali twarzą w twarz. I musiałem przyznać,  tą postawą mnie zadziwił.
Domyślałem się, o czym chciał rozmawiać. W końcu zrobiłem mu na złość, wciągając we wszystko niczego nieświadomą dziewczynę. Miałem ochotę zachować się wobec niego wrednie, choć pannę Burrow mogłem oszczędzić i zrobić tak z pierwszą lepszą dziewczyną. Nie posiadałem żadnych wyrzutów sumienia. Skoro określano mnie bestią, postąpiłem adekwatnie do takowego określenia.
Przystojny blondynek uniósł powoli doń do góry. Trudno było wyczytać z jego twarzy jakiekolwiek emocje. Zasłużyłem na spranie po twarzy, dlatego też hardo uśmiechałem się w jego stronę, zwłaszcza, iż ostatnio zbyt mocno ścisnąłem go za nadgarstek. W końcu co to by była za zabawa, gdyby wszystko poszło szybko i dobrze?
Widziałem, kiedy dłoń zmierzała w moją stronę. Odruchowo przymknąłem powieki, jak to miały w zwyczaju organizmy żywe, przygotowane na pranie. Myślałem, że było po wszystkim, ale poczułem tylko jak wylądowała na moim ramieniu. Zszokowany, gwałtownie otworzyłem oczy.
— I to tyle? — wydusiłem przez przypadek. — Chyba sobie jaja ze mnie robisz.
A choć przez moment myślałem, że był godny miana prawdziwego mężczyzny.
— Nie wiem dlaczego to wymyśliłeś, ale… — tutaj urwał na moment, najwidoczniej nie mogąc wydusić z siebie paru słów.
Zaczynałem się niecierpliwić.
— Możesz kontynuować.
— Dziękuję.
W jednej sekundzie zrobiłem krok do tyłu, niczym oparzony. Próbowałem rozważyć jego wypowiedź i przede wszystkim ją do siebie dopuścić.  Nie potrafiłem sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek nadarzyła się okazja, aby mi podziękował. Zwłaszcza, iż nie przyczyniłem się do niczego, co zasługiwało na wyrazy wdzięczności.
— Żartujesz sobie. — Wciąż nie mogło to do mnie dotrzeć.
Noah podrapał się w tył głowy i przestał patrzyć mi w oczy.
— W zasadzie to nie, choć  i tak mam ochotę ci wpierdolić.
Mimowolnie walnąłem się we własne czoło. Jak mogłem się nie domyśleć! Kompletnie nie przewidziałem takiego zbiegu wydarzeń.
— Chcesz powiedzieć, że…
— … Że się umówiliśmy.
Gdybym nie miał za sobą komody na podparcie, zapewne bym runął i uderzył plecami o posadzkę. Dobra, w jakimś stopniu próbowałem ich ze sobą poznać, aczkolwiek nie planowałem, aby Noah zdobył dziewczynę w tak szybki sposób. To wszystko wyszło kompletnie przez przypadek.
— Przecież się wstydziłeś, że nie jest akceptowana wśród rówieśników! — Nie mogłem się powstrzymać. Miałem wrażenie, iż myśli pokonały barierę rozsądku i wylewały się gdzie popadnie.
— Bo faktycznie tak było, ale to nie znaczy, że nie interesowałem się jej osobą — rzucił, najwyraźniej zlewając mój wybuch. — Nie powiem, wściekła się na nas obu, jednakże zdołałem jej wszystko wyjaśnić.
— I przyznałeś skąd wiedziałem o jej istnieniu?
Chłopak pokiwał dumnie głową.
— Mam wrażenie, jakbyś chwalił mi się pierwszym stosunkiem — stwierdziłem, krzywiąc się, na co Noah wywrócił oczami.
— Przypuszczam, że nie spodziewałeś się, jak to się skończy. W każdym razie, stałem się twoim dłużnikiem.


***


Leżałem sobie w pokoju, nie potrafiąc skupić się na trzymanej w dłoniach książce. Co chwilę wracałem do sytuacji, do jakiej doprowadziłem między Noah i Harper. Pierwszy raz stałem się swatką, co trochę mnie dobiło. Gdybym wiedział, że w tak prosty sposób można znaleźć dziewczynę, nie skończyłbym jako samotny kawaler, gnieżdżący się przy ludziach, którzy nawet nie stanowili mojej rodziny. To znaczy, byli dla mnie obcy tylko w kontekście genetycznym.
Zanim młodzieniec wrócił do siebie, zechciał opowiedzieć mi jak ich rozmowa wyglądała. Zdążył złapać pannę Burrow, zanim zniknęła za najbliższą przecznicą. Dziewczyna na początku próbowała się wyszarpać, ale w końcu przystopowała, nie chcąc narobić sobie większego wstydu. W końcu znajdowali się niedaleko szkoły, co oznaczało, że w pobliżu mogli pojawić się ci, których unikała.
Poza przeprosinami, usłyszała  od czego się to wszystko zaczęło. Najwidoczniej nie spodziewała się posiadać tajemniczego wielbiciela. Zazwyczaj ludzie spotykają się i wiążą na imprezach, bądź w szkole. Najpierw się dogadują, a dopiero potem dochodzi między nimi do rozwoju sympatii. Może zaczęła się czuć w jakimś stopniu wyjątkowa, w końcu dowiedziała się, że w jej otoczeniu istniał ktoś, kto próbował zaakceptować ją taką, jaką była.
Taką, jaką była…
Powtarzałem te słowa w kółko i na próżno. W rzeczywistości raczej spotykaliśmy się z ich przeciwieństwem. Zazwyczaj lepiej wychodzi nam, kiedy udajemy kogoś, kim nie jesteśmy. Ciężko jest kształtować własną osobowość, dlatego idziemy po najmniejszej linii oporu, próbując stać się osobami, które podziwiamy. Tak było zawsze i nie wyglądało na to, aby takowy schemat kiedykolwiek zmienił swój bieg. Zwłaszcza w ludzkim społeczeństwie.
Ciężko mi było przyznać, ale trochę zacząłem zazdrościć Harper i blondynkowi. W ich wieku nie posiadałem tyle szczęścia, mnie nikt nigdy nie potrafił z kimś połączyć. Swoją miłość zdobyłem tylko i wyłącznie dlatego, ponieważ trafiłem na kobietę, która nie obawiała się pokazać swoich uczuć. Kiedy zniknęła z mojego życia, nie spotkałem już więcej odważnej przedstawicielki płci przeciwnej, nie wstydzącej się dokonać pierwszego kroku.
Dlatego też zostałem starym prykiem, który nawet nie miał możliwości założenia własnej rodziny. Czasem przeklinałem siebie, że podczas uprawiania seksu z ukochaną bacznie zwracałem uwagę na zabezpieczenie. Gdybym raz przeoczył ten aspekt, zapewne zostałbym już dziadkiem.
Po pokoju rozległo się pukanie do drzwi.
— Wejdź — rzuciłem, wiedząc kogo mogłem się spodziewać.
Do pomieszczenia wmaszerował Noah. Nie miałem pojęcia co ode mnie chciał, aczkolwiek nie zdarzało się, aby kiedykolwiek zaglądnął tutaj z własnej woli. Być może pragnął zasięgnąć ode mnie porady.
— Masz chwilkę? — zapytał, siadając na krześle na przeciwko, jakby nigdy nic złego się między nami nie wydarzyło. Nie podobało mi się, że czuł się tak swobodnie na moim terytorium.
— Zazwyczaj w inny sposób marnowałeś mój czas — stwierdziłem, przeciągle wzdychając. — Czego chcesz?
— Skoro pomogłeś mi z nią porozmawiać, przyszedłem popytać o kolejne porady.
Zamrugałem energicznie powiekami. Nie powstrzymałem się również od wybuchu śmiechem.
— O takie rzeczy powinieneś zapytać swoich kolegów! — warknąłem, nie mogąc uwierzyć w to co się aktualnie rozgrywało. — To, że laska nie obrzuciła cię błotem to istny przypadek, którego nie wziąłem wcześniej pod uwagę.
— Domyśliłem się, iż nie kierowały tobą dobre intencje — odburknął. — Mimo wszystko, gdyby nie twoja głupota, nie miałbym możliwości się z nią spotkać.
Na początku wyrażenie „głupota” podniosło mi ciśnienie, ale ku mojemu zdziwieniu zdenerwowanie dość szybko przerodziło się w opanowanie. Skoro miałem podtrzymać zdrowy rozsądek, musiałem się dowiedzieć, co tak naprawdę chciałby ode mnie usłyszeć. Uniosłem się do pozycji siedzącej i skrzyżowałem ręce na piersi, starając się wyglądać poważnie.
— Porady w kontekście czego?
Na chwilę zapadła cisza.
— Jak mam z nią rozmawiać, nie czując się głupcem, tylko i wyłącznie dlatego, bo komuś zachciało ingerować się w moje sprawy sercowe?
Dowalił mi.
— Po prostu rozmawiaj z nią normalnie. Od czasu do czasu możesz napomknąć coś na tę sytuację i mnie zwyzywać od starych zwyrodnialców. — Noah prychnął, jakby miał to już za sobą. — Jeśli będziecie się spotykać dalej, nie zwlekaj i rób swoje. — Mrugnąłem, mając nadzieję, że zrozumiał o co mi chodziło.
— Chyba nie sądzisz, że od tak podejmę tyle kroków do przodu!
— I przez całe życie chcesz skończyć, jak palant nie umiejący nawet pocałować dziewczyny?
— Coś ty! — ryknął, denerwując się. Nie minęła minuta, a zszedł z donośnego tonu. — Skąd mam wiedzieć, czy to dla niej nie będzie za szybko…
Zamyśliłem się, starając idealnie dobrać słowa.
— Uwierz mi, że na pewno nie.
Tym razem to młodzieniec obrzucił mnie zaciekawionym spojrzeniem.
— Czemu jesteś tego taki pewien?
— Ponieważ oboje przypominacie mi ludzi, między którymi sytuacja wyglądała podobnie.
Mina Noah świadczyła, jakby nie bardzo rozumiał o co mi chodziło. Nic dziwnego, w końcu nie interesował się moim życiem, więc nie miał możliwości dowiedzenia się o osobach, których powinien znać. Sam również nie fatygowałem się, aby mu o nich opowiedzieć.
— Mam na myśli siostrę twojego ojca — zacząłem, na co blondynek głęboko wciągnął powietrze do płuc.
— Mówisz o jego najstarszym rodzeństwie? — Rozdziawił usta, nie mogąc przetrawić tego, co właśnie usłyszał. — Przecież ciotka zmarła paręnaście lat temu! Czemu nikt mi nigdy nie powiedział, że mieliście ze sobą coś wspólnego? — Chciałem już mu tłumaczyć, ale on dalej kontynuował swoje. — Za każdym razem, kiedy pytałem taty, czemu z nami mieszkasz, odpowiadał, że jesteś przyjacielem naszej rodziny. Dobra, rozumiałem to, ale jego reakcja mi nie wystarczała. Mógł od razu powiedzieć, że znałeś Kimi!
Bez zastanowienia wybuchłem śmiechem. Przez całe życie komplikowałem byt innych i najwidoczniej na starość wcale się to nie zmieniło. Nosiłem ową skazę na swoich ramionach, więc nic dziwnego, iż nie potrafiłem się jej pozbyć.
— Zażalenia kieruj do ojca — odparłem. — Byłem jej przyjacielem oraz jak nikt inny, potrafiłem zrozumieć jej partnera, którego społeczeństwo również wykluczało.
— Tak samo jak Harper w liceum?
— Nawet gorzej, bo nie tylko w szkole.
— Dlaczego?
Wzruszyłem ramionami.
— Po prostu był inny, a to odstrasza ludzi.
— I tylko dlatego mają coś wspólnego ze mną i Harper?
Pokręciłem głową.
— Można powiedzieć, że w porównaniu do nich zamieniliście się rolami. — Zauważyłem po jego minie, iż nie za bardzo pojmował. — Choć ciotka Kimi nie przypominała ciebie z zachowania, tak również zależało jej na swoim obiekcie westchnień i końcu wzięła sprawy w swoje ręce. Dokonała pierwszego kroku, ponieważ była gotowa zaryzykować.
— Myślisz, że bała się negatywnej reakcji ze strony…
— Nishiki’ego.
— Nishiki — powtórzył. — Cieszę się, że rodzicie nie nadali mi japońskiego imienia — dodał prędzej do siebie niż do mnie, na co wolałem nie zwracać uwagi.
— Zdziwisz się, ale tego między innymi chciał. Choć nie oczekiwał, żeby kiedykolwiek coś między nimi zaiskrzyło, tak ich relacja okazała się jego najlepszym związkiem.
— Długo byli ze sobą?
Zastanowiłem się przed odpowiedzią.
— Nie pamiętam dokładnie, ale parę lat na pewno.
— Ale się rozstali?
— Jak to bywa w związkach. Powiem tak, nie mieli innego wyboru.
Ujrzałem w jego oczach blask ciekawości.
— W Japonii były wtedy inne czasy — kontynuowałem, starannie dobierając słowa. — Panna Burrow posiada inną karnację, tak Nishiki również należał do odrębnej rasy, a Japońskie społeczeństwo nie tolerowało takich osób. Ona została na wyspach, a on w końcu wyleciał do Europy.
— I już do siebie nie wrócili?
— Później ponownie się spotkali, ale reszty historii nie byłem godzien się dowiedzieć. — Mimowolnie posmutniałem. Starałem się o tym zapomnieć i nigdy bym nie przypuścił, że opowiadałbym o nich bez jakichkolwiek trudności. — Wydaje mi się, że było już po prostu za późno, aby ponownie coś między nimi zaiskrzyło. Kto wie, może gdyby nie rozstanie do dziś byliby razem.
Noah musiał zwrócić uwagę, że powinienem odpowiadać w szczegółach, zamiast pozwalać mu poznać tę historię. Od samego początku porównywałem go do Nishiki’ego. Odziedziczył włosy po matce i przez dziwny zbieg okoliczności przypominał właśnie niego. Nishiki również ważył niewiele, był wysoki oraz miał wadę wzroku. Wiedziałem, iż historię lubiły się w życiu powtarzać, aczkolwiek nie spodziewałem się, że spadnie to na niewychowanego wyrostka.
Zazwyczaj nikomu nie zwierzałem się z tej (można powiedzieć, że romantycznej) opowieści. Poza Noah, wiedział o niej jego ojciec i matka, z taką tylko różnicą, iż jej przedstawiłem najbardziej okrojoną wersję.
— A co się stało z Nishikim?
Nie miałem ochoty na to odpowiadać.
— Straciliśmy kontakt, więc nie wiem jak dalej uporządkował sobie życie — skłamałem, czego już nie potrafił odgadnąć.



Nishiki

~ 1975 ~

Dziękuje, że kochasz mnie dość mocno, by pozwolić mi odejść.” Melissa de la Cruz



Stałem i wpatrywałem się w samolot oraz tabun ludzi, który zmierzał w jego kierunku. Znajdowałem się po środku kolejki i odczuwałem nieprzyjemne mdłości, jakie ogarniały mój organizm. Nigdy nie miałem okazji, żeby gdzieś polecieć, dlatego wizja nieznanego środku transportu nie napełniała mnie ekscytacją. Ciągnąć za sobą walizę, starałem się nie panikować na myśl o przyszłości i nowym życiu, które właśnie rozpoczynałem. Dokonałem pewnego kroku w przód, którego najchętniej bym cofnął, ale było już za późno.
Co chwilę spoglądałem na bagaż, chcąc mieć go pod kontrolą. Złodzieje występowali wszędzie, a ostatnie czego pragnąłem, to zostać oskubanym. W walizce schowałem pieniądze zaoszczędzone przez wujostwo. Choć starałem się je dobrze ukryć, wolałem być czujny i gotowy na każdą możliwą ewentualność.
Nie przypuszczałem skorzystać z propozycji wujka, której ze wszystkich domowników najbardziej się sprzeciwiałem. Powinienem był przeciskać się przez terminal z siostrą i kuzynem, ale z pewnych powodów zostałem skazany sam na siebie. Od dawna przyzwyczaiłem się do odosobnienia, dlatego nie pozwalałem sobie zwariować przez tragiczne sytuacje, jakie rozegrały się na początku maja tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego roku. Traciłem wszystkich po kolei. Na pierwszy ogień poszli rodzice, którzy zostali zamordowani, kiedy byłem jeszcze wypierdkiem. Później, niczym za strzałą, polecieli wszyscy inni.
Eriko ledwo przeżyła atak, jaki dopuścili się na niej ludzie. Niewiele brakowało, a wyzdrowiałaby. Nieszczęście spowodowało, iż namierzyli naszą posiadłość i pewnego dnia, kiedy wróciłem do domu ujrzałem wszystkich domowników, martwych i leżących na podłodze. Policjanci, czy inspektorzy mieli to do siebie, iż pozostawiali swoje ofiary na miejscu. W końcu żaden Japończyk nie chciał mieszkać w budynku, w którym rezydowały kiedyś ghoule. Z reguły takie domy się z czasem burzyło, a na ich miejscu z czasem powstawały nowe obiekty.
Na początku sądziłem, że śniłem. Zamiast płakać zawyłem głośno i upadłem na kolana, dopiero potem łzy poczęły niekontrolowanie spływać po moich policzkach. Wpatrywałem się w ciała przez dłuższy czas, nie wiedząc jak zareagować. Dopiero wtedy zrodziła się moja wizja dezercji, którą powinniśmy byli dokonać na samym początku. Żadne z nas z niej nie skorzystało, czego teraz nie potrafiłem zrozumieć. A aktualnie było już za późno na cokolwiek.


***


— Tak mi przykro — powiedziała, tuląc mnie do siebie. — Naprawdę, nie wiem co powiedzieć. Zdaję sobie sprawę, że żadne słowa cię nie pocieszą, ale pamiętaj, że potrafię zrozumieć co czujesz. W końcu sama również przeżyłam stratę.
Siedziałem z Kimi pod wielkim drzewem, znajdującym się na samym końcu opuszczonego sadu. Pierwszy raz nie chciałem się z nią widzieć. Sprawiałem wrażenie niezdatnego do rozmów, ponieważ w gruncie rzeczy ostatnie o czym marzyłem to o prowadzeniu konwersacji.
Umówiłem się z nią tylko wyłącznie dlatego, bo musiałem przedstawić jej swoją wizję przyszłości. Dokładniej miałem na myśli nas. Wszystko stało się aż nazbyt niebezpieczne. Nie chciałem sprawić jej przykrości, ale wolałem uporać się z tym, co było nieuniknione. Nikt z nas nie potrafiłby sobie wybaczyć, gdyby swoim istnieniem nasłał na ukochaną osobę niebezpieczeństwo. Zwłaszcza, iż została jedyną mi bliską osobą.
— Kimi, naprawdę nie chcę tego mówić ale… — przerwałem, głośno przełykając ślinę i powstrzymując się od zbyt gwałtownych emocji. — Musimy się rozstać.
Trudno powiedzieć, czy wyglądała na zaskoczoną. Zwróciłem uwagę, jak jej oczy zaszkliły, a usta drgały przez wzbierający szloch. Ów widok mogłem porównać do martwych ciał krewnych, na które natknąłem się w salonie. Zostałem nie tylko zraniony, ale i sam musiałem skrzywdzić kogoś innego.
— Przepraszam — ciągnąłem dalej, choć znajdowałem się na skraju załamania. — Domyślam się jak to brzmi, więc…
Przerwała mi, zatykając dłonią moje usta. Uśmiechała się i mrużyła oczy, choć wiedziałem, iż powstrzymywała się od złości i płaczu. Byłem równocześnie ofiarą i sprawcą. Odebrano mi rodzinę, a tymczasem zmuszałem się do skonfiskowania jej kogoś ważnego. Dopiero w tym momencie pojąłem, jak cholernie siebie nienawidziłem.
— Sądzisz, że się nie domyśliłam? — Zaczęła powoli, co chwile stopując i zastanawiając się co dalej powiedzieć. — Znam cię Nishiki zbyt dobrze.
— To nie jest pochopna decyzja. Uwierz mi.
— Wierzę — rzuciła bez namysłu.
Zdziwiony, odsunąłem się od niej.
— I tylko tyle masz do powiedzenia?
Poczułem jej dłoń, która zaczęła gładzić mnie po policzku. Przytrzymałem jej rękę, nie chcąc, żeby przestawała. Pragnąłem ostatni raz napoić się naszą bliskością.
— A co byś jeszcze więcej domagał się usłyszeć? — Tym razem nie powstrzymała się i rozpłakała. — Przecież dobrze wiesz, że nie marzę cię stracić! I choć jestem wściekła, nie potrafię powiedzieć, że po zerwaniu cię znienawidzę. Niby jesteś zdolny, ale czasami zasiejesz taką głupotą, że szkoda gadać!
Bez pohamowań zaśmiała się, próbując nie stworzyć z naszego spotkania katastrofy.
— Nie podoba mi się, że tak po prostu pozwalasz mi odejść — stwierdziłem oschle. — Wylatuję do Europy i spodziewałem się usłyszeć słowa sprzeciwu, bądź namawianie, abym zabrał cię ze sobą.
— Gdybyś nie martwił się o moje bezpieczeństwo, porwałbyś mnie bez mojej zgody.
W sumie miała rację…
— Kocham cię — powiedziała w najmniej oczekiwanym monecie. — To nic złego, że kieruje nami zdrowy rozsądek. Życie to nie romans, tutaj trzeba umieć myśleć racjonalnie i dokonywać najkorzystniejszych decyzji, nie tylko dla samych siebie, ale i innych. I tak właśnie oboje zgodziliśmy się postąpić. Po prostu boimy się siebie stracić w przypadkowej sytuacji, dlatego przyśpieszyliśmy to, co mogłoby się okazać nieuniknione.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Byliśmy jeszcze zbyt młodzi, a staraliśmy się zachować najdojrzalej jak się dało. Nie sposób opisać tęsknoty, która poczęła rodzić się w moim sercu. Kimi miała rację. Myślałem podobnie i w porównaniu do niej nie umiałem tego wyrazić. To ona zapoczątkowała naszą miłość i również potrafiła, w porównaniu do mnie, doprowadzić do zakończenia. Była odważniejsza, i choć w jakimś stopniu ją zraniłem, nie ukazała tego. Przysiągłbym, że jeszcze chwila, a zmieniłbym zdanie, jednakże musiałem pokierować się (co sama określiła) trzeźwym umysłem.
Bez pohamowań złożyłem na jej ustach nasz ostatni pocałunek.







OD AUTORA: Zdaję sobie sprawę, że rozdział nie pojawił się od dawna, aczkolwiek nie traktuje pisania, jak wyścigi, więc przez brak weny nie trudziłam się, żeby na siłę sklecić zdania, które i tak bym usunęła i zaczęła wszystko od nowa. Notka ma niecałe 23 strony w Wordzie i jak mam być szczera, dawno już nie byłam tak zadowolona z czegoś, co sama stworzyłam. Także, mam nadzieję, że mój nagły powrót chęci do pisania Was ucieszy. Jeśli rozdział siódmy również nie ukaże się szybko, wiedzcie, że nie zamierzam opuścić tego opowiadania. Do następnej ^^