Nishiki
~ 1975 ~
„Niebezpieczeństwo
jest ciche. Nie usłyszysz gdy nadleci na szarych piórach.” Andrzej Sapkowski
Sytuacja mojego gatunku nie
zamierzała polepszyć się na japońskich wyspach. Dopiero od roku tysiąc
dziewięćset siedemdziesiątego piątego zrozumiałem, że akcja likwidująca ghoule
zechciała sięgnąć po brutalniejsze środki. Wcześniej jedyne o czym wspominałem
to o kontrolach, które uprzykrzały naszą prywatność. Władze państwa dość późno
zorientowały się, iż owe przedsięwzięcie działało tylko przez krótki okres
czasu. Ku naszej zgubie, przymierzyli się do niezwłocznej operacji, polegającej
na umysłowemu wykorzystywaniu.
Inaczej mówiąc, zaczęli
grać na naszej i ludzkiej psychice. Z pośród dziesięciu złapanych obywateli,
może dwójka tak naprawdę okazywała się być ghoulami. Wiec jaki można wyciągnąć
z tego wniosek? Człowiek mógł bardziej ucierpieć, niż którykolwiek z nas. I tak
też w istocie bywało. Męczony przez wiele godzin ziemianin skłonny był do
wydania własnej żony, przyjaciela, czy kogokolwiek, byleby móc zostać z
powrotem wypuszczonym na wolność.
Na tak zwaną „łapankę”
można się było natknąć w każdym momencie. Oczyszczanie miejscowości powiększyło
strach i zdziczenie społeczeństwa. Trudno wyobrazić sobie, że w drugiej połowie
dwudziestego wieku mieszkańcy czuli się niczym ludzie próbujący przetrwać wojnę
światową w Europie. Choć zjawisko głodu nie panowało na naszych ziemiach, tak
polityka tuczyła wszystkich przerażeniem.
Nie można było winić
tych, którzy byli skłonni kablować,
byleby móc stać się wolnym. Słyszałem o wielu przypadkach, a po niektórych
historiach miewałem dziwne odczucie, iż również potrafiłbym wydać kogoś bliskiego.
I nie mówię tu tylko o torturach cielesnych. Strzały z bicza, czy innych
przyrządów sprawiających ból nie skutkowały w takim stopniu, jak sobie wyobrażali
policjanci. Często zamierzony efekt otrzymywali poprzez wplątywanie w to
dzieci, czyli najbardziej bezbronne stworzenia jakie ktokolwiek mógłby
wykorzystać.
Jak zachowałaby się
matka, która po paru dniach zamknięcia w izolatce widzi przed sobą własne
posiniaczone dziecko? Z pewnością powiedziałaby wszystko, a tym bardzie
zmyśliła i wydała niewinną i niczego nie świadomą osobę. Stróże prawa nie
oszczędzali maluchów. W taki sposób starali się zmusić ludzi do mówienia,
krzywdząc przede wszystkim dzieci.
Za każdym razem udało mi
się zbiec z miejsca, w którym zorganizowano łapankę. Mój kuzyn natomiast nie
miał tyle szczęścia. Wypuścili go tylko dlatego, ponieważ po czterech dniach
zdecydował się sypnąć na nieco chorego psychicznie rezydenta Suchīruu~iru. Nie złamały go uderzenia,
które pozostawiły po sobie okropne ślady. Do mówienia przyczyniła się obca i niczego
nie świadoma dziewczynka z najbliższego domu dziecka. Za każdą negatywna
odpowiedź szczuli ją psami. Pamiętam kuzyna, który (pomimo powrotu do domu) nie
potrafił się otrząsnąć. I to nie z powodu przesłuchania. Krzyki dziecka zmusiły
go do skazania niewinnego człowieka.
— To było silniejsze od
ciebie. — Starała się go pocieszyć Eriko.
On zakrył wtedy twarz
dłońmi.
— Gdybyś słyszała ten
ryk… — I dalej nie chciał kończyć, a ja również wolałem tego nie słyszeć.
Zdarzały się przypadki, w których to ghoule wkopywały samych siebie,
chcąc oszczędzić innych. Z reguły należeli do nich ci, którzy od samego
początku nie potrafili zaakceptować własnego losu. Choć większość szydziła z
nich, dla mnie byli odważni i zasługiwali na łagodniejsze potraktowanie.
Rozpamiętując o społeczeństwie nie wspomniałem nic o sobie. Zbytnio nie
przejmowałem się zaistniała sytuacją. Może dlatego, iż moje życie
niespodziewanie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni i nie zamierzało powrócić
do wcześniejszych wymiarów. Miałem po prostu wszystko w dupie. Liczyła się
tylko jedna osoba i to jej potrafiłem wszystko poświęcić.
Pierwszy raz od dłuższego
czasu mogłem czuć się kimś innym, niż tylko ghoulem. Mimo wyglądu
przypominającego człowieka, posiadałem gnębiące wrażenie, że jednak wciąż pozostawałem
kimś innym, kimś kogo nie da się uznać za pożytecznego. Choć mojego dzieciństwa
i czasów, w których uczęszczałem do podstawówki nie umiałem sklasyfikować do
idealnego momentu we własnym życiu, tak los zechciał obdarzyć mnie chwilową
nadzieją, że „byt” nawet przez krótki okres potrafi być wspaniały.
Po pamiętnym pocałunku z
Kimi mimowolnie starałem się na nowo kształtować własną osobowość. Od kilku lat
próbowałem funkcjonować w młodzieżowym otoczeniu. Choć nie zawsze uchodziłem za
towarzyskiego chłopaka, starałem się odegnać od siebie pragnienie samotności,
które w rzeczywistości wyniszczało mnie przez długie lata. Kiedyś wolałem
przebywać tylko i wyłącznie we własnym towarzystwie, teraz myśl o odosobnieniu
napełniała mnie niesmakiem. I to tylko i wyłącznie za sprawą płci przeciwnej.
W momencie, w którym
nasze usta się zetknęły, nie potrafiłem uwierzyć, że takowa chwila miała swoje
miejsce. Przez wszystkie lata byłem pewny, iż Kimi traktowała mnie tylko i
wyłącznie jak przyjaciela. Potrafiliśmy znaleźć wspólny język oraz oboje
szanowaliśmy własne gatunki. Z czasem przestałem żałować pożarcia Shinohary.
Gdyby nie to, kto wie, może do dziś nie posiadałbym żadnej dziewczyny.
Na następny dzień, po
naszym pierwszym pocałunku, zaczęliśmy ze sobą oficjalnie chodzić. Owa nowina
nie zszokowała rówieśników. Według nich od samego początku mieliśmy się ku
sobie. Owszem, zawsze uważałem, że Kimi była piękną kobietą, jednakże nie
potrafiłem przypuścić, że kiedykolwiek się w niej zakocham. Przez dłuższy czas
pozostawaliśmy przecież w zmowie, ona nie wydała mojej rodziny, a w zamian
miała zagwarantowaną ochronę własnej. Można więc rzec, że odnowiliśmy kontakt
przymusowo, aczkolwiek gdybym miał cofnąć czas, w życiu tego bym nie dokonał.
Przez dłuższą chwilę
obrzydzał ją fakt, iż żywiłem się ludźmi. Chwilę zajęło zanim się do tego
przyzwyczaiła. Byliśmy jeszcze dziećmi, a smarkacze w nieco inny sposób
akceptują pewne aspekty. Dopiero zbliżając się ku pełnoletności zdołała mi
przekazać, że trudno mnie skreślić z powodu odmiennej natury.
— Najważniejsze jaki
jesteś, a nie czym się żywisz — powiedziała mi kiedyś, gdy wspólnie spędzaliśmy
czas. Po tych słowach wtuliła się w mój tors, a ja nie wiedząc co rzec, zdecydowałem się pozostać cicho. I po prostu ją zrozumieć.
Skoro posiadaliśmy
odmienny jadłospis, randki w restauracjach odpadały. Unikaliśmy również spotkań
we własnych domach. Podczas brzydkiej pogody Kimi częściej przebywała u mnie,
niż na odwrót. Jej mama nie ufała żadnemu mężczyźnie, który zakręcił się wokół
jej córki. Nie przekonywał jej nawet fakt, iż mieszkałem tuż obok i w każdej
chwili mogła wrócić spokojnie do siebie.
Innego zdania byli zaś
moi wujkowie. Ciotka promieniała z zachwytu na myśl, że jesteśmy razem. Znała
Kimi od dawna i w jakimś stopniu szanowała ją za trzymanie języka za zębami.
Kiedy siedzieliśmy w moim pokoju, przychodziła często pod pretekstem chęci
porozmawiania. Chyba nie musze dodawać, że nie raz się przez to z nią
posprzeczałem, w końcu naruszała moją prywatność i przeszkadzała w naszych spotkaniach.
Już nie spacerowaliśmy razem do szkoły, do ogólniaków mogliśmy jedynie wspólnie
dojeżdżać autobusem w kierunku Jokohamy. Dostaliśmy się do różnych szkół
średnich, więc staraliśmy się poświęcać wolny czas sobie najczęściej jak się
tylko dało.
Niektórzy uważali nas za
„nudną” parę. Nie jeździliśmy często do kina, czy do wesołych miasteczek. Kimi
dużo czasu poświęcała swojemu rodzeństwu, a ja to akceptowałem. Mimo że oboje
byliśmy raczej spokojnymi ludźmi, dość często wpadaliśmy w różne konflikty. Od
dziecka miałem dar do kłócenia się z innymi, dlatego też przy Kimi nie
potrafiłem się powstrzymać i podczas wyrażania własnej opinii zawsze
dopowiedziałem o parę słów za dużo.
Bywało, że przez
sprzeczki nie odzywaliśmy się do siebie na imprezach, robiąc trochę wstyd przy
znajomych. Nie pomagały uwagi rzucane w naszą stronę. Woleliśmy udawać, że nie
mamy ze sobą nic wspólnego i tyle. Raz zdarzyło mi się przesadzić. Odkąd Kimi
poszła do liceum stałem się zazdrosny o każdego chłopaka, który się do niej odezwał.
Nasz spór zakończył się nieciekawie, przyjęła przeprosiny dopiero po tygodniu,
a ślad po uderzeniu na moim policzku utrzymywał się co najmniej przez dziesięć
minut. W klasie maturalnej sytuacja nabrała innych obrotów. Będąc starszym od niej
zaniechałem częstych popijaw i to poniekąd spowodowało, że się ogarnęliśmy i
nie kłóciliśmy o byle co. Zdecydowaliśmy oboje dorosnąć.
Poniekąd częste sprzeczki
posiadały swoje plusy. Co robiliśmy po dojściu do porozumienia? Można się
domyśleć. Miewałem wrażenie, że seks na zgodę działał lepiej, niż podanie
dłoni. Nie byłbym facetem, gdybym powiedział, że nie lubiłem z nią współżyć. Na
Boga, zawsze gdy ją widziałem nie mogłem się doczekać chwili, w której zdejmę z
niej ubrania!
Pewien kolega ośmielił
się mi oznajmić, co sądził o moim związku z Kimi.
— Nie obraź się starty,
ale według mnie przez te kłótnie zachowujecie się jak niedojrzałe dzieciaki.
Nie miałem mu tego za
złe. W końcu osoba przyglądająca się z boku faktycznie mogła wyrazić takowe
zdanie. Dlatego też musieliśmy poprawić własne postępowanie. Zrobiliśmy to dla
innych, jak i dla siebie. Nie posiadaliśmy idealnej relacji, ale kto
powiedział, że tylko takie doskonałe stworzenia mogą obdarowywać siebie miłością?
Będąc w związku zwróciłem
uwagę, iż problem ghouli w społeczeństwie zniknął gdzieś w czeluściach mojego
umysłu. Przestałem zwracać uwagę na pełne oszczerstw wiadomości, a moja
ostrożność ulotniła się na rzecz zaćmienia sympatią. Poza kuzynem, przez
dłuższy okres czasu nikt z moich bliskich nie ucierpiał. Za to wujostwo nie
popierało mojego stylu bytowania.
Pewnego wieczoru zwołali
własnego syna, mnie oraz Eriko do salonu. Z wyrazu ich twarzy mogłem bez
problemu odgadnąć, iż nie zamierzali wyjawić nam niczego dobrego. Ciotka
trzymała w dłoni jakąś kartkę, na której mieścił się nieznany adres.
— Trudno jest mi zacząć
ten temat. — Odważył odezwać się wujek. Po wzroku ciotki, który mówił mi „tylko
się nie denerwuj” pożałowałem, że właśnie wtedy nie spędzałem czasu z Kimi. —
Ciężko jest podejmować skomplikowane decyzje.
— Można od razu
przystąpić do rzeczy ? — zaproponowałem, na co Eriko skrzywiła się.
Najwidoczniej nie tylko ja nie chciałem tego słuchać. Starsza siostra nie
przebywała tak często w domu. Studiowała w Jokohamie i starała się odwiedzać
nas regularnie. Myśl o zniszczonym wieczorze najwyraźniej jej nie radowała.
— Jak wiecie, posiadamy
wielu zaprzyjaźnionych ghouli.
— I?
— I część z nich opuściła
Japonie ze względów bezpieczeństwa. — Kończąc spuścił wzrok, nie mogąc spojrzeć
nam w oczy.
Owszem, emigracje wśród
naszego gatunku nie stawiły w aktualnym okresie żadnej nowości, jednakże koncepcja
o wyprowadzce nie wchodziła w grę. Zwłaszcza u mnie, z należytych powodów.
— Chyba nie chcę tego
słyszeć. — Próbowałem wstać i odejść, ale ręka Eriko zdołała mnie powstrzymać.
— Siedź — rozkazała, bez
cienia jakichkolwiek emocji.
Wzdychając przystałem na
jej rozkaz.
— Nie mam zamiaru
zamieszkać w Chinach, bądź w Korei — ponownie odważyłem się odezwać.
— Wszędzie będzie lepiej
niż tutaj — prychnął kuzyn. Rzuciłem mu krzywe spojrzenie. Jego nikt tutaj nie
trzymał, tak naprawdę mógł wyprowadzić się w każdej chwili. Choć świat również
dostał bzika na punkcie rasy żywiącej się ludźmi, wielu z nas zdołało odnaleźć
spokój poza granicami państwa.
Usta ciotki ułożyły się w
wąską linię.
— Chiny i Korea nie
wchodzą w grę. Za dużo ghouli tam wyleciało — rzekł wujek, próbując na siłę
utrzymać opanowany głos.
— Tylko? — Tym razem
wyprzedziła mnie siostra.
Milczenie, które
nastąpiło po jej zapytaniu, przyprawiło mnie o nie lada zdenerwowanie.
— Europa — powiedziała
ciotka.
Jej słowo wgniotło mnie w
siedzenie. Europa była przecież tak daleko!
— I jak wy to sobie wyobrażacie?!
— Nie powstrzymałem się od nerwowego tonu.
— Zdobyliśmy adres
pewnego miejsca, w którym osadziło się wielu z nas. Pomagają im tam zdobyć nową
tożsamość oraz znaleźć bezpieczne miejsce zamieszkania — kontynuowała bez
zająknięcia, jakby przygotowywała się do tej wypowiedzi od dłuższego czasu.
— Nie wiem jak reszta,
ale ja się nie zgadzam — rzuciłem otwarcie, nie żałując własnych słów.
— Robimy to dla waszego
dobra i…
— Choćbyście się nie
wiadomo jak starali, nigdzie nie zaznamy spokoju. — Zdawałem sobie sprawę, że raniłem
ją własnymi słowami, ale nie potrafiłem się powstrzymać. — Zawsze będziemy tymi
złymi, którzy muszą ukrywać własną osobowość. I nie ważne czy żyłbym w Anglii,
Chinach, czy Brazylii, wszędzie będą o nas wiedzieć.
Poczułem na swoim
ramieniu dłoń Eriko. Spuszczała wzrok i starała się coś powiedzieć, aczkolwiek
słowa nie zamierzały wylecieć z jej ust.
— Powinniście rozważyć tę
opcję. — Wujek nie dawał za wygraną.
— Już zdecydowałem.
Zostaję.
Sądząc po ich minach,
domyślali się takowej odpowiedzi z mojej strony.
— Nishiki — ponownie
odważył się odezwać po chwili ciszy. Złączył dłonie i począł bawić się
kciukami. Nie był głupi, doskonale zdawał sobie sprawę, dlaczego wolałbym dalej
żyć tutaj — Kimi nie może być powodem, dla którego miałbyś tutaj przetrwać. Nie
ważne czy tego chcemy, czy nie, w Japonii jedyne co nas czeka to śmierć.
W jednym momencie
próbowałem wyobrazić sobie mój byt na obczyźnie. Praca i dalsze kształcenie w
innym kraju nie napawało mnie radością. Nie chciałem stać się wyrzutkiem, który
nie posiada bladego pojęcia o życiu w obcym państwie, a tym bardziej kontynencie.
Kompletnie nie myślałem o przyszłości, wolałem się cieszyć obecną chwilą i nie
kontemplować nad czymś co mogło dopiero nadejść. Najgorsze w tym wszystkim było
to, że oni naprawdę mieli rację. Nie zostałem na dłużej w Japonii, a do
podjęcia decyzji zmusiły mnie dwie sytuacje, które wydarzyły się w niedalekiej
przyszłości.
***
Gdyby nie Kimi, nie
zauważyłbym, że naszym śladem podążała jakaś osoba. Wracaliśmy ze szkolnego
boiska, na którym umówiliśmy się, żeby porozmawiać i napić piwa. Zdecydowaliśmy
skrócić sobie drogę przez ścieżkę biegnącą między polami. Dopisująca pogoda
zachęcała znajdować się jak najdalej od ulicy i upajać uspokajającym widokiem
wiejskiego krajobrazu.
Kiedy byliśmy w połowie
drogi, poczułem jak pociągnęła za moją rękę i kazała się zatrzymać. Na początku
myślałem, że chciała się po prostu całować, ale kiedy ujrzałem jej minę od razu
zrozumiałem, że chodziło o coś kompletnie innego. Głowę miała zwróconą na
wschód i powoli rozszerzała usta. Nie minęła minuta, a zakryła je dłonią. Wziąłem
z niej przykład i dopiero wtedy zauważyłem kogoś majaczącego w oddali. Musiałem
przetrzeć okulary i kiedy z powrotem założyłam je na nos, z przerażeniem
zrozumiałem, iż znałem owego osobnika.
Zbliżała się ku nam
Eriko. Nie musiałem być spostrzegawczy, żeby odgadnąć, iż kulała. Pobiegliśmy w
jej stronę, ledwo zdążając. W ostatniej chwili uchwyciłem jej ciało, które po
utracie sił poczęło się przewracać. Automatycznie klęknąłem, przyglądając się
jej zmasakrowanej twarzy. Kimi pogłaskała ją po głowie. Kątem oka zauważyłem
powoli ściekającą łzę na policzku ukochanej.
— Co się stało? —
zapytała prędzej samą siebie niż moją siostrę. Eriko wpatrywała się w niebo swoim
nieobecnym wzrokiem. Od czasu do czasu mrugała, ale nie miała sił, aby nam
wszystko zrelacjonować.
Mocniej przycisnąłem ją
do siebie. Ubrania miała poplamione od krwi, a pobita buzia wywołała u mnie
nagły napływ złości. Musiałem jak najszybciej przyprowadzić ją do domu. Szybkim
ruchem uniosłem się do góry, wciąż trzymając ją na rękach. Domyślałem się kto
mógł być sprawcą pobicia, i z pewnością
nie mogłem tym razem winić ghouli.
— Tym razem nie
odprowadzę cię do drzwi — rzuciłem do Kimi. — Muszę wykombinować jak
niepostrzeżenie wrócić z Eriko.
Dziewczyna pokiwała
powoli głową, nie spuszczając wzroku z mojej siostry. Doskonale rozumiała
powagę sytuacji. Gdyby ktoś zobaczył Eriko w takim stanie, plotki rozeszłyby
się do końca tego dnia i każdy rozsiewałby własne przypuszczenia. A tego
musieliśmy uniknąć.
Moje wnętrze przepełniała
na przemian złość, strach oraz współczucie. Dotychczas jedynym poszkodowanym
był tylko kuzyn, a skoro następną okazała się siostra, to oznaczało tylko tyle,
że na każdego z nas w końcu przyjdzie pora. Zapewne przed tym chcieli nas
przestrzec wujkowie, tak jakby wiedzieli, jak to wszystko się skończy.
Przedzierałem w myślach przez najgorsze scenariusze, i najgorsza okazała się
śmierć kogoś bliskiego.
— Nie… tylko nie to —
mruknąłem sam do siebie, zwracając na siebie uwagę Kimi.
— Mówiłeś coś? — spytała,
ale nie odpowiedziałem.
Już raz przeżyłem taki
koszmar. Odejście rodziców spowodowało, że przestałem pokładać jakiekolwiek
nadzieje na lepsze życie. Od tego czasu, stopniowo polepszał się mój byt,
aczkolwiek wszystko wskazywało na to, iż idylla chyliła się ku końcowi.
Ponownie wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.
— Niech nikt nigdy więcej
mnie nie zostawia — szepnąłem i mimowolnie wybuchłem płaczem, jakbym wciąż miał
jedenaście lat.
Kimi
~ 1979 – 1982 ~
„Pokrewne
dusze zawsze potrafią znaleźć do siebie drogę.” Cecelia Ahern
Nie przyjechałam do Tokio
bez powodu. Od zawsze pragnęłam studiować biologię, mieszkać w wielkim mieście
oraz stać się naukowcem, skupiającym się na jednej dziedzinie naszej fauny.
Będąc małą dziewczynką fascynowałam się żywymi organizmami. Czytałam wiele książek
i podręczników, zwracałam uwagę na różnicę miedzy gatunkami i to nie tylko w
kontekście budowy ale i przebiegu ich całego bytowania. Na początku byłam
wielką fanką gadów, z czasem jednak przeszłam do ptaków, aż w końcu zatrzymałam się na ssakach, jakimi były ghoule.
Nie powinno to nikogo
dziwić, w końcu utrzymywałam dość bliskie relację z jednym z nich, nie mówiąc
już o konsekwencjach, jakie to za sobą mogło przynieść. Obcowanie z ghoulem
niczym nie różniło się od wtrącania w ekosystem gatunku znajdującego się pod
ochroną. Do czego zmierzam? W obu przypadkach groziła kara, a w jednym nawet
wyrok śmierci.
Owe rozporządzenie ukazało
się w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym siódmym, kiedy na jaw wyszły stosunki
płciowe uprawiane między ludźmi a ghoulami. Władze zdecydowały się pozbywać
obywateli, którzy (jak twierdzili) pomagali szerzyć się potworom, z jakimi
chcieli się raz na zawsze uporać. Trudno powiedzieć czy mi się poszczęściło.
Nie posiadałam już wtedy chłopaka, więc można stwierdzić, iż zabezpieczyłam się
w idealnym momencie.
Na początku było ciężko
przyzwyczaić się do samotności, jaka ogarnęła mnie w stolicy kraju. Choć
codziennie mijałam parę tysięcy ludzi, czułam się po prostu obca. Pochodziłam
ze wsi, mieszkałam w dużej rodzinie, więc zawsze posiadałam jakieś towarzystwo.
Mieszkanie, które wynajmowałam nie należało wyłącznie do mnie. W pokoju obok
spała inna studentka, z którą jedynie jaki miałam kontakt to tylko przez parę
minut dziennie. Dziewczyna studiowała, pracowała oraz prowadziła dość mocno
rozrywkowe życie. Równie dobrze mogłaby codziennie płacić za inny nocleg, gdyż
łatwiej było zliczyć ile nie przebywała w naszym mieszkaniu niż na odwrót.
Starałam się najczęściej,
jak to było możliwe odwiedzać rodzeństwo i matkę, jednakże nie mieszkali już w Suchīruu~iru. Mama sprzedała dom i kupiła
niewielkie mieszkanko w Jokohamie. Znalazła tam dobrze płatną posadę w szkole
średniej i wolała zapomnieć o dawnej miejscowości. Nasza rodzinna wieś została
opuszczona na cacy. Po tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym szóstym mieszkańcy,
ogarnięci strachem i chęcią rozpoczęcia wszystkiego od nowa przeprowadzali się powoli, aż w końcu przyszła
i na nas pora. Z tego co mi było wiadomo, rok później zechciano przerobić Suchīruu~iru
na rozrywkowe miejsce, w którym można odpocząć od zgiełku miasta. Toteż nasze domy zostały przerobione na
hotele, baseny, lunaparki.
Z jednej strony tęskniłam za miejscami związanymi z dzieciństwem, z
drugiej zaś odczuwałam pewnego rodzaju spokój, przebywając z dala od tamtych
rejonów. W Tokio byłam anonimowa, nikt mnie nie znał i nie wiedział o mojej
przeszłości. W tak zaludnionym mieście pospolici rezydenci nawet nie bawili się
w szukanie bestii. Do tego należały specjalne organy patrolujące dzielnice,
aczkolwiek nie wpadali do domów i nie zabierali na przesłuchanie byle kogoś,
przyprowadzonego przez sąsiada.
Tutaj to wszystko wyglądało inaczej. Nie raz wyobrażałam sobie, jak
potoczyłoby się moje dwadzieścia lat, gdybym urodziła się w Tokio, a nie w Suchīruu~iru.
Może tata wciąż by przy nas był, może nie straciłabym kontaktu ze znajomymi.
Może dalej mogłabym spędzać czas przy osobie, którą kochałam. Mogłoby też być
tak, iż poznałabym kogoś kompletnie innego.
Zbyt dużo rzeczy byłoby możliwe do zrealizowania. Po przeprowadzce
dopiero odczułam, jakbym zaczęła wszystko na nowo. Trochę to wyglądało tak,
jakbym wlazła do innego wymiaru i w nim pozostała. Nie zamierzałam dalej
wyjeżdżać, choć stolica Japonii nie gwarantowała stuprocentowego
bezpieczeństwa, preferowałam być obcą we własnym państwie niż za granicą.
Liczba zgonów wśród ludzi poczęła maleć, więc każdy z nas miewał się
bezpiecznej. Jak podkreśliłam, dotyczyło to tylko i wyłącznie naszego gatunku.
Z ghoulami było coraz gorzej. Ci którzy zostali mogli liczyć jedynie na śmierć.
Tylko część z nich więziono, starając się stworzyć nowe króliki doświadczalne.
Niektórzy przypuszczali, że w najbliższej przyszłości jedyne osobniki tej rasy
pozostaną żywe w innych częściach świata, a z czasem i inni się z nimi uporają.
Za każdym razem, kiedy słyszałam w wiadomościach o prognozach związanymi
z ghoulami, myślami powracałam do Nishiki’iego. Nie wiedziałam co się z nim
działo, gdzie przebywał, jak funkcjonował. Najczęściej karciłam siebie za
pytanie, jakie nasuwało mi się prawie za każdym razem przed zaśnięciem. Czy
wciąż mnie kochał? Mógł poznać kogoś nowego, lepszego i ładniejszego. Może
nawet samicę ghoula, z którą z pewnością byłoby mu prościej żyć niż z
człowiekiem.
Często podczas spacerowania po chodniku rozglądałam się dookoła, łudząc
się, iż kiedyś przypadkowo go napotkam. Posiadałam wobec niego te same uczucia,
co parę lat temu. Każdy chociaż raz zakochał się w kimś, kogo nie potrafił
zapomnieć. I tak właśnie było z Nishio, choć nie byliśmy już razem, brakowało
mi jego towarzystwa. Za bardzo przyzwyczaiłam się do wspólnych przechadzek,
imprez i innych rzeczy, które wykonywaliśmy wspólnie.
Nie należałam do fanek romansów, dlatego trudno mi było stwierdzić, czy
moja relacja z Nishio zaliczała się do fascynujących miłosnych historii. Według
mnie kochaliśmy się tak samo jak większość innych istot. Spędzaliśmy
walentynki, uprawialiśmy seks, całowali, co już samo w sobie nie uchodziło za
nic nadzwyczajnego. Mimo wszystko pragnęłam ponownie się z nim żyć i
kontynuować naszą relację. Może i żylibyśmy, starając uchodzić za zwyczajną,
ale przynajmniej kochającą się parę.
Akira fascynowała się moim związkiem z Nishio, ponieważ nie potrafiła
uwierzyć, że kiedykolwiek uda jej się poznać kogoś, kto również posiadał
ciekawe wspomnienia z ghoulem. Różniło nas to, że Kotarou naprawdę starała się
odnaleźć swoją przyrodnią siostrę – Kumiko. Moja przyjaciółka posiadała wielką pewność
siebie i nie bała się ryzykować. W porównaniu do mnie, była gotowa nawet
wylecieć za nią do Ameryki. Na początku również rozważałam opcję udania się za
Nishio. Trzeźwy umysł podpowiadał mi jednak, że nie przyniosłoby to mi niczego
dobrego. Chciałam się wykształcić, a mężczyzna nie powinien stać się kimś, dla
kogo miałabym porzucić swoje plany. Do tego przez dłuższy czas musiałam pomagać
matce, w końcu utrzymanie czwórki dzieci nawet w Japonii nie wydawało się takie
proste.
Kumiko opuściła Akirę z identycznych powodów co Nishiki mnie. Ojciec
Kotarou po śmierci żony związał się z matką Abakare, nie wiedząc iż była ona
ghoulem. Dopiero kiedy wszystko wyszło na jaw, Kumiko wiedziała, że nie mogła
dłużej tutaj zostać. Jej mamę uśmiercono, a ona sama musiała się ewakuować z
dnia na dzień. Za pieniądze zaoszczędzone przez rodzicielkę, wybyła na inny
kontynent. Podobnie postąpił Nishiki. Ratował nie tylko siebie. Wiedział, że
swoją naturą przysporzy kłopotów innym, na których mu zależało. Między innymi
zaliczał do nich mnie.
Z Akirą poznałam się kompletnie niespodziewanie. Po skończeniu
dziewiętnastego roku życia zaczęłam dość często chorować. Moja odporność
pogorszyła się z niewiadomych powodów i wolałam skierować się na badania. Moim
nowym lekarzem okazał się nikt inny jak doktor Kotarou. Od samego początku
zagadywała mnie przez cały czas podczas naszych wizyt, aż w końcu polubiłyśmy
się.
Pewnego razu byłam u niej na kontroli po wykładach. Już wtedy zaczynałam
pracować nad ghoulami, dlatego miałam w torebce książki i pliki papierów, na
których mogłam znaleźć coś o nich ciekawego. Choć wiedziałam, że informacje
zawarte w podręcznikach posiadały okrojone wątki, tak liczyłam znaleźć w nich
coś nowego, coś co mogło mnie w jakimś stopniu zaskoczyć. W końcu zdecydowałam
zostać ekspertem w dziedzinie wiedzy nad tym gatunkiem.
Było już po badaniu i zamierzałam szybciej niż zazwyczaj wrócić do
mieszkania. Wychodząc z uczelni nie zasunęłam torebki, dlatego też Airze rzucił
się w oczy tytuł książki, który znajdował się na widoku. Na początku nie byłam
chętna do rozmowy, ale dość szybko podłapałam temat.
— Nie wiedziałam, że
interesujesz się ghoulami — zagadnęła.
Speszona, nie miałam
bladego pojęcia, co powiedzieć.
— Czasem warto poznać
swojego wroga — rzuciłam żartobliwie, nie chcąc ukazać zmieszania.
— Jakbyś potrzebowała
więcej informacji, chętnie posłużę pomocą. — Widząc moją zdziwioną minę,
uśmiechnęła się szeroko. — Mój mąż był zatrudniony w CCG. Zdecydował się jednak
zakończyć z karierą inspektora i aktualnie jest zwyczajnym ochroniarzem.
Zdziwiona, mrugałam
energicznie oczami. Jeszcze nigdy nie poznałam kogoś, kto by był blisko związany
z Gołębiem. Propozycja okazał się
dość kusząca, zważywszy na fakt, iż inspektorzy musieli posiadać obszerną
wiedzę na temat stworów, których się pozbywali.
Po owej wizycie zaczęłam
spotykać się z Akirą coraz częściej, na początku głownie w celu zdobycia
informacji o ghoulach. Z czasem potrafiłyśmy znaleźć wspólny język i przy innych
tematach i choć dzieliła nas różnica paru lat, miałam wrażenie, iż mogłam z nią
rozmawiać jak z rówieśniczką.
O Nishikim dowiedziała
się dopiero po jakimś czasie. Pierwsza wspomniała mi o swojej przyrodniej
siostrze, i gdyby nie to, zapewne do teraz nie wiedziałaby, że istniał taki
ktoś jak Nishio. W głębi duszy cieszyłam się, iż nie byłam jedyną, której przytrafił się
podobny los. Dwa lata temu ojciec Akiry zmarł na raka, co tak naprawdę
uratowało go przed karą śmierci w przyszłości. W końcu ożenił się z ghoulem, co
według prawa stanowiło pretekst do wykonania egzekucji. Sąd nie potrafiłby
dotrzeć, czy na pewno nie wiedział o gatunku nowej małżonki. Kotarou nie
groziło nic złego tylko i wyłącznie dlatego, że potwierdzono, iż jej rodzona
matka naprawdę była człowiekiem.
Komuś takiemu mogłam
zwierzyć się ze swoich wspomnień. Zwłaszcza, iż Akira była gotowa pogodzić się
z faktem o prawdziwej naturze przyrodniej siostry i macochy. Również nie
popierała systemu, jaki rozporządziły władze i nawet ucieszyła się, kiedy jej
mąż – Amon, zrezygnował z posady w CCG. Od samego początku nie podobał jej się
zawód Amona, jednakże nie potrafiła nakazać mu szukania nowej pracy.
Amon sam zechciał zmienić
posadę. Wiedział o sytuacji, jaka się rozegrała w rodzinie Akiry i za każdym
razem, kiedy patrolował dzielnice Tokio, jakaś część jego sumienia mówiła mu,
aby przestał krzywdzić potwory, z którymi jego żona potrafiła żyć w zgodzie. Na
początku wydawało mi się to absurdalne, w końcu inspektorzy wciągali się w
swoje obowiązki i z reguły to im trzeba się było podporządkować. Mężczyzna
zrezygnował ze swojego fachu dla kogoś kogo kochał, Akira potrafiła opuścić
wszystko i odnaleźć Kumiko. A ja? Potrafiłam żyć dalej, starając nie powracać
do przeszłości.
Dość często posiadałam z
tego powodu wyrzuty sumienia. Aczkolwiek starałam się zrekompensować to w inny
sposób. Dostając się na praktyki do laboratorium, starałam się walczyć z
brutalnym traktowaniem królików doświadczalnych, jakimi były ghoule. Choć ich
liczba drastycznie malała, wierzyłam, że w końcu oba gatunki doją do ugody i
człowiek znajdzie sposób, aby móc funkcjonować wraz z nimi.
— Nishiki… Dlaczego mnie musiało to
spotkać? — powtarzałam w kółko, nie mogąc pozbyć się twarzy Nishiki’ego, którą
imitował mój umysł.
Wiejący wiatr oziębił pokój i
przestał przyjemnie muskać mój policzek. Zmusiłam się do wstania i podejścia do
okna. Zanim go zamknęłam, spoglądnęłam w dół. Pusta ulica rozsiewała wokół dawno
niespotykany spokój, zachęcający do położenia się do łóżka. Westchnęłam, ale
nie poszłam spać. Oparłam się łokciami o parapet i w ciszy wędrowałam za
widokiem, rozciągającym się za szybą.
Naprzeciwko znajdował się budynek
szkoły podstawowej. Mimowolnie kąciki ust powędrowały mi do góry. Wstając na
wykłady, nieraz widywałam dzieciaki maszerujące do tej instytucji. Niektóre
twarze zdołałam nawet zapamiętać, ponieważ dość uważnie się im wszystkim
przyglądałam. Nie ważne jak bardzo skupiałam na nich swoją uwagę, nigdy nie
zauważyłam dwójki przyjaciół, dziewczynki i chłopaka maszerujących za każdym
razem obok siebie.
Ikemoto
~ 2017 ~
„Rodzina to
zatrzaśnięcie się w windzie z zupełnie obcymi ludźmi.” Jakub Żulczyk
Widok zgorzkniałego Noah
stał się najpiękniejszą rzeczą, jaka przydarzyła mi się w ostatnim czasie.
Trzask zamykanych drzwi od razu przywrócił mnie do pionu. Zaglądając na
korytarz nie potrafiłem się powstrzymać od prychnięcia. Młodzieniec wyglądał,
jakby miał ochotę mnie zlinczować. Byłem pewien, że przejdzie obok, kierując
się do pokoju i rzucając po drodze jakiś mało przejmujący komentarz, natomiast
on podszedł tylko kawałek i zatrzymał się naprzeciwko mnie, tak żebyśmy stali
twarzą w twarz. I musiałem przyznać, tą postawą mnie zadziwił.
Domyślałem się, o czym
chciał rozmawiać. W końcu zrobiłem mu na złość, wciągając we wszystko niczego
nieświadomą dziewczynę. Miałem ochotę zachować się wobec niego wrednie, choć
pannę Burrow mogłem oszczędzić i zrobić tak z pierwszą lepszą dziewczyną. Nie
posiadałem żadnych wyrzutów sumienia. Skoro określano mnie bestią, postąpiłem
adekwatnie do takowego określenia.
Przystojny blondynek
uniósł powoli doń do góry. Trudno było wyczytać z jego twarzy jakiekolwiek
emocje. Zasłużyłem na spranie po twarzy, dlatego też hardo uśmiechałem się w
jego stronę, zwłaszcza, iż ostatnio zbyt mocno ścisnąłem go za nadgarstek. W
końcu co to by była za zabawa, gdyby wszystko poszło szybko i dobrze?
Widziałem, kiedy dłoń
zmierzała w moją stronę. Odruchowo przymknąłem powieki, jak to miały w zwyczaju
organizmy żywe, przygotowane na pranie. Myślałem, że było po wszystkim, ale
poczułem tylko jak wylądowała na moim ramieniu. Zszokowany, gwałtownie
otworzyłem oczy.
— I to tyle? —
wydusiłem przez przypadek. — Chyba sobie jaja ze mnie robisz.
A choć przez
moment myślałem, że był godny miana prawdziwego mężczyzny.
— Nie wiem
dlaczego to wymyśliłeś, ale… — tutaj urwał na moment, najwidoczniej nie mogąc
wydusić z siebie paru słów.
Zaczynałem
się niecierpliwić.
— Możesz
kontynuować.
— Dziękuję.
W jednej
sekundzie zrobiłem krok do tyłu, niczym oparzony. Próbowałem rozważyć jego
wypowiedź i przede wszystkim ją do siebie dopuścić. Nie potrafiłem sobie przypomnieć, czy
kiedykolwiek nadarzyła się okazja, aby mi podziękował. Zwłaszcza, iż nie przyczyniłem
się do niczego, co zasługiwało na wyrazy wdzięczności.
— Żartujesz
sobie. — Wciąż nie mogło to do mnie dotrzeć.
Noah podrapał
się w tył głowy i przestał patrzyć mi w oczy.
— W zasadzie
to nie, choć i tak mam ochotę ci
wpierdolić.
Mimowolnie
walnąłem się we własne czoło. Jak mogłem się nie domyśleć! Kompletnie nie
przewidziałem takiego zbiegu wydarzeń.
— Chcesz
powiedzieć, że…
— … Że się
umówiliśmy.
Gdybym nie
miał za sobą komody na podparcie, zapewne bym runął i uderzył plecami o
posadzkę. Dobra, w jakimś stopniu próbowałem ich ze sobą poznać, aczkolwiek nie
planowałem, aby Noah zdobył dziewczynę w tak szybki sposób. To wszystko wyszło
kompletnie przez przypadek.
— Przecież
się wstydziłeś, że nie jest akceptowana wśród rówieśników! — Nie mogłem się
powstrzymać. Miałem wrażenie, iż myśli pokonały barierę rozsądku i wylewały się
gdzie popadnie.
— Bo
faktycznie tak było, ale to nie znaczy, że nie interesowałem się jej osobą —
rzucił, najwyraźniej zlewając mój wybuch. — Nie powiem, wściekła się na nas
obu, jednakże zdołałem jej wszystko wyjaśnić.
— I
przyznałeś skąd wiedziałem o jej istnieniu?
Chłopak
pokiwał dumnie głową.
— Mam
wrażenie, jakbyś chwalił mi się pierwszym stosunkiem — stwierdziłem, krzywiąc
się, na co Noah wywrócił oczami.
— Przypuszczam,
że nie spodziewałeś się, jak to się skończy. W każdym razie, stałem się twoim
dłużnikiem.
***
Leżałem sobie
w pokoju, nie potrafiąc skupić się na trzymanej w dłoniach książce. Co chwilę
wracałem do sytuacji, do jakiej doprowadziłem między Noah i Harper. Pierwszy
raz stałem się swatką, co trochę mnie dobiło. Gdybym wiedział, że w tak prosty
sposób można znaleźć dziewczynę, nie skończyłbym jako samotny kawaler,
gnieżdżący się przy ludziach, którzy nawet nie stanowili mojej rodziny. To
znaczy, byli dla mnie obcy tylko w kontekście genetycznym.
Zanim
młodzieniec wrócił do siebie, zechciał opowiedzieć mi jak ich rozmowa
wyglądała. Zdążył złapać pannę Burrow, zanim zniknęła za najbliższą przecznicą.
Dziewczyna na początku próbowała się wyszarpać, ale w końcu przystopowała, nie
chcąc narobić sobie większego wstydu. W końcu znajdowali się niedaleko szkoły, co
oznaczało, że w pobliżu mogli pojawić się ci, których unikała.
Poza
przeprosinami, usłyszała od czego się to wszystko zaczęło. Najwidoczniej
nie spodziewała się posiadać tajemniczego wielbiciela. Zazwyczaj ludzie
spotykają się i wiążą na imprezach, bądź w szkole. Najpierw się dogadują, a
dopiero potem dochodzi między nimi do rozwoju sympatii. Może zaczęła się czuć w
jakimś stopniu wyjątkowa, w końcu dowiedziała się, że w jej otoczeniu istniał
ktoś, kto próbował zaakceptować ją taką, jaką była.
Taką, jaką
była…
Powtarzałem
te słowa w kółko i na próżno. W rzeczywistości raczej spotykaliśmy się z ich
przeciwieństwem. Zazwyczaj lepiej wychodzi nam, kiedy udajemy kogoś, kim nie
jesteśmy. Ciężko jest kształtować własną osobowość, dlatego idziemy po
najmniejszej linii oporu, próbując stać się osobami, które podziwiamy. Tak było
zawsze i nie wyglądało na to, aby takowy schemat kiedykolwiek zmienił swój
bieg. Zwłaszcza w ludzkim społeczeństwie.
Ciężko mi
było przyznać, ale trochę zacząłem zazdrościć Harper i blondynkowi. W ich wieku
nie posiadałem tyle szczęścia, mnie nikt nigdy nie potrafił z kimś połączyć.
Swoją miłość zdobyłem tylko i wyłącznie dlatego, ponieważ trafiłem na kobietę,
która nie obawiała się pokazać swoich uczuć. Kiedy zniknęła z mojego życia, nie
spotkałem już więcej odważnej przedstawicielki płci przeciwnej, nie wstydzącej
się dokonać pierwszego kroku.
Dlatego też
zostałem starym prykiem, który nawet nie miał możliwości założenia własnej
rodziny. Czasem przeklinałem siebie, że podczas uprawiania seksu z ukochaną
bacznie zwracałem uwagę na zabezpieczenie. Gdybym raz przeoczył ten aspekt,
zapewne zostałbym już dziadkiem.
Po pokoju rozległo
się pukanie do drzwi.
— Wejdź —
rzuciłem, wiedząc kogo mogłem się spodziewać.
Do
pomieszczenia wmaszerował Noah. Nie miałem pojęcia co ode mnie chciał,
aczkolwiek nie zdarzało się, aby kiedykolwiek zaglądnął tutaj z własnej woli.
Być może pragnął zasięgnąć ode mnie porady.
— Masz
chwilkę? — zapytał, siadając na krześle na przeciwko, jakby nigdy nic złego się
między nami nie wydarzyło. Nie podobało mi się, że czuł się tak swobodnie na
moim terytorium.
— Zazwyczaj w
inny sposób marnowałeś mój czas — stwierdziłem, przeciągle wzdychając. — Czego
chcesz?
— Skoro pomogłeś
mi z nią porozmawiać, przyszedłem popytać o kolejne porady.
Zamrugałem
energicznie powiekami. Nie powstrzymałem się również od wybuchu śmiechem.
— O takie
rzeczy powinieneś zapytać swoich kolegów! — warknąłem, nie mogąc uwierzyć w to
co się aktualnie rozgrywało. — To, że laska nie obrzuciła cię błotem to istny
przypadek, którego nie wziąłem wcześniej pod uwagę.
— Domyśliłem
się, iż nie kierowały tobą dobre intencje — odburknął. — Mimo wszystko, gdyby
nie twoja głupota, nie miałbym możliwości się z nią spotkać.
Na początku
wyrażenie „głupota” podniosło mi ciśnienie, ale ku mojemu zdziwieniu
zdenerwowanie dość szybko przerodziło się w opanowanie. Skoro miałem podtrzymać
zdrowy rozsądek, musiałem się dowiedzieć, co tak naprawdę chciałby ode mnie
usłyszeć. Uniosłem się do pozycji siedzącej i skrzyżowałem ręce na piersi,
starając się wyglądać poważnie.
— Porady w
kontekście czego?
Na chwilę
zapadła cisza.
— Jak mam z
nią rozmawiać, nie czując się głupcem, tylko i wyłącznie dlatego, bo komuś
zachciało ingerować się w moje sprawy sercowe?
Dowalił mi.
— Po prostu
rozmawiaj z nią normalnie. Od czasu do czasu możesz napomknąć coś na tę
sytuację i mnie zwyzywać od starych zwyrodnialców. — Noah prychnął, jakby miał
to już za sobą. — Jeśli będziecie się spotykać dalej, nie zwlekaj i rób swoje. —
Mrugnąłem, mając nadzieję, że zrozumiał o co mi chodziło.
— Chyba nie
sądzisz, że od tak podejmę tyle kroków do przodu!
— I przez
całe życie chcesz skończyć, jak palant nie umiejący nawet pocałować dziewczyny?
— Coś ty! — ryknął,
denerwując się. Nie minęła minuta, a zszedł z donośnego tonu. — Skąd mam wiedzieć,
czy to dla niej nie będzie za szybko…
Zamyśliłem
się, starając idealnie dobrać słowa.
— Uwierz mi,
że na pewno nie.
Tym razem to
młodzieniec obrzucił mnie zaciekawionym spojrzeniem.
— Czemu
jesteś tego taki pewien?
— Ponieważ oboje
przypominacie mi ludzi, między którymi sytuacja wyglądała podobnie.
Mina Noah
świadczyła, jakby nie bardzo rozumiał o co mi chodziło. Nic dziwnego, w końcu nie
interesował się moim życiem, więc nie miał możliwości dowiedzenia się o
osobach, których powinien znać. Sam również nie fatygowałem się, aby mu o nich
opowiedzieć.
— Mam na
myśli siostrę twojego ojca — zacząłem, na co blondynek głęboko wciągnął
powietrze do płuc.
— Mówisz o
jego najstarszym rodzeństwie? — Rozdziawił usta, nie mogąc przetrawić tego, co właśnie
usłyszał. — Przecież ciotka zmarła paręnaście lat temu! Czemu nikt mi nigdy nie
powiedział, że mieliście ze sobą coś wspólnego? — Chciałem już mu tłumaczyć,
ale on dalej kontynuował swoje. — Za każdym razem, kiedy pytałem taty, czemu z
nami mieszkasz, odpowiadał, że jesteś przyjacielem naszej rodziny. Dobra,
rozumiałem to, ale jego reakcja mi nie wystarczała. Mógł od razu powiedzieć, że
znałeś Kimi!
Bez
zastanowienia wybuchłem śmiechem. Przez całe życie komplikowałem byt innych i
najwidoczniej na starość wcale się to nie zmieniło. Nosiłem ową skazę na swoich
ramionach, więc nic dziwnego, iż nie potrafiłem się jej pozbyć.
— Zażalenia
kieruj do ojca — odparłem. — Byłem jej przyjacielem oraz jak nikt inny,
potrafiłem zrozumieć jej partnera, którego społeczeństwo również wykluczało.
— Tak samo
jak Harper w liceum?
— Nawet gorzej,
bo nie tylko w szkole.
— Dlaczego?
Wzruszyłem
ramionami.
— Po prostu
był inny, a to odstrasza ludzi.
— I tylko
dlatego mają coś wspólnego ze mną i Harper?
Pokręciłem
głową.
— Można powiedzieć,
że w porównaniu do nich zamieniliście się rolami. — Zauważyłem po jego minie,
iż nie za bardzo pojmował. — Choć ciotka Kimi nie przypominała ciebie z
zachowania, tak również zależało jej na swoim obiekcie westchnień i końcu wzięła
sprawy w swoje ręce. Dokonała pierwszego kroku, ponieważ była gotowa
zaryzykować.
— Myślisz, że
bała się negatywnej reakcji ze strony…
— Nishiki’ego.
— Nishiki —
powtórzył. — Cieszę się, że rodzicie nie nadali mi japońskiego imienia — dodał
prędzej do siebie niż do mnie, na co wolałem nie zwracać uwagi.
— Zdziwisz
się, ale tego między innymi chciał. Choć nie oczekiwał, żeby kiedykolwiek coś
między nimi zaiskrzyło, tak ich relacja okazała się jego najlepszym związkiem.
— Długo byli
ze sobą?
Zastanowiłem
się przed odpowiedzią.
— Nie
pamiętam dokładnie, ale parę lat na pewno.
— Ale się
rozstali?
— Jak to bywa
w związkach. Powiem tak, nie mieli innego wyboru.
Ujrzałem w
jego oczach blask ciekawości.
— W Japonii
były wtedy inne czasy — kontynuowałem, starannie dobierając słowa. — Panna Burrow
posiada inną karnację, tak Nishiki również należał do odrębnej rasy, a
Japońskie społeczeństwo nie tolerowało takich osób. Ona została na wyspach, a
on w końcu wyleciał do Europy.
— I już do
siebie nie wrócili?
— Później ponownie
się spotkali, ale reszty historii nie byłem godzien się dowiedzieć. —
Mimowolnie posmutniałem. Starałem się o tym zapomnieć i nigdy bym nie przypuścił,
że opowiadałbym o nich bez jakichkolwiek trudności. — Wydaje mi się, że było
już po prostu za późno, aby ponownie coś między nimi zaiskrzyło. Kto wie, może
gdyby nie rozstanie do dziś byliby razem.
Noah musiał
zwrócić uwagę, że powinienem odpowiadać w szczegółach, zamiast pozwalać mu
poznać tę historię. Od samego początku porównywałem go do Nishiki’ego.
Odziedziczył włosy po matce i przez dziwny zbieg okoliczności przypominał właśnie
niego. Nishiki również ważył niewiele, był wysoki oraz miał wadę wzroku.
Wiedziałem, iż historię lubiły się w życiu powtarzać, aczkolwiek nie
spodziewałem się, że spadnie to na niewychowanego wyrostka.
Zazwyczaj
nikomu nie zwierzałem się z tej (można powiedzieć, że romantycznej) opowieści.
Poza Noah, wiedział o niej jego ojciec i matka, z taką tylko różnicą, iż jej
przedstawiłem najbardziej okrojoną wersję.
— A co się stało
z Nishikim?
Nie miałem
ochoty na to odpowiadać.
— Straciliśmy
kontakt, więc nie wiem jak dalej uporządkował sobie życie — skłamałem, czego
już nie potrafił odgadnąć.
Nishiki
~ 1975 ~
„Dziękuje,
że kochasz mnie dość mocno, by pozwolić mi odejść.” Melissa de la Cruz
Stałem i
wpatrywałem się w samolot oraz tabun ludzi, który zmierzał w jego kierunku.
Znajdowałem się po środku kolejki i odczuwałem nieprzyjemne mdłości, jakie ogarniały
mój organizm. Nigdy nie miałem okazji, żeby gdzieś polecieć, dlatego wizja nieznanego
środku transportu nie napełniała mnie ekscytacją. Ciągnąć za sobą walizę, starałem
się nie panikować na myśl o przyszłości i nowym życiu, które właśnie rozpoczynałem.
Dokonałem pewnego kroku w przód, którego najchętniej bym cofnął, ale było już
za późno.
Co chwilę
spoglądałem na bagaż, chcąc mieć go pod kontrolą. Złodzieje występowali
wszędzie, a ostatnie czego pragnąłem, to zostać oskubanym. W walizce schowałem pieniądze
zaoszczędzone przez wujostwo. Choć starałem się je dobrze ukryć, wolałem być
czujny i gotowy na każdą możliwą ewentualność.
Nie przypuszczałem
skorzystać z propozycji wujka, której ze wszystkich domowników najbardziej się
sprzeciwiałem. Powinienem był przeciskać się przez terminal z siostrą i
kuzynem, ale z pewnych powodów zostałem skazany sam na siebie. Od dawna
przyzwyczaiłem się do odosobnienia, dlatego nie pozwalałem sobie zwariować przez
tragiczne sytuacje, jakie rozegrały się na początku maja tysiąc dziewięćset
siedemdziesiątego piątego roku. Traciłem wszystkich po kolei. Na pierwszy ogień
poszli rodzice, którzy zostali zamordowani, kiedy byłem jeszcze wypierdkiem. Później,
niczym za strzałą, polecieli wszyscy inni.
Eriko ledwo przeżyła
atak, jaki dopuścili się na niej ludzie. Niewiele brakowało, a wyzdrowiałaby. Nieszczęście
spowodowało, iż namierzyli naszą posiadłość i pewnego dnia, kiedy wróciłem do
domu ujrzałem wszystkich domowników, martwych i leżących na podłodze.
Policjanci, czy inspektorzy mieli to do siebie, iż pozostawiali swoje ofiary na
miejscu. W końcu żaden Japończyk nie chciał mieszkać w budynku, w którym
rezydowały kiedyś ghoule. Z reguły takie domy się z czasem burzyło, a na ich
miejscu z czasem powstawały nowe obiekty.
Na początku
sądziłem, że śniłem. Zamiast płakać zawyłem głośno i upadłem na kolana, dopiero
potem łzy poczęły niekontrolowanie spływać po moich policzkach. Wpatrywałem się
w ciała przez dłuższy czas, nie wiedząc jak zareagować. Dopiero wtedy zrodziła
się moja wizja dezercji, którą powinniśmy byli dokonać na samym początku. Żadne
z nas z niej nie skorzystało, czego teraz nie potrafiłem zrozumieć. A aktualnie
było już za późno na cokolwiek.
***
— Tak mi
przykro — powiedziała, tuląc mnie do siebie. — Naprawdę, nie wiem co
powiedzieć. Zdaję sobie sprawę, że żadne słowa cię nie pocieszą, ale pamiętaj,
że potrafię zrozumieć co czujesz. W końcu sama również przeżyłam stratę.
Siedziałem z
Kimi pod wielkim drzewem, znajdującym się na samym końcu opuszczonego sadu. Pierwszy
raz nie chciałem się z nią widzieć. Sprawiałem wrażenie niezdatnego do rozmów, ponieważ
w gruncie rzeczy ostatnie o czym marzyłem to o prowadzeniu konwersacji.
Umówiłem się
z nią tylko wyłącznie dlatego, bo musiałem przedstawić jej swoją wizję
przyszłości. Dokładniej miałem na myśli nas. Wszystko stało się aż nazbyt
niebezpieczne. Nie chciałem sprawić jej przykrości, ale wolałem uporać się z
tym, co było nieuniknione. Nikt z nas nie potrafiłby sobie wybaczyć, gdyby swoim
istnieniem nasłał na ukochaną osobę niebezpieczeństwo. Zwłaszcza, iż została
jedyną mi bliską osobą.
— Kimi, naprawdę
nie chcę tego mówić ale… — przerwałem, głośno przełykając ślinę i powstrzymując
się od zbyt gwałtownych emocji. — Musimy się rozstać.
Trudno
powiedzieć, czy wyglądała na zaskoczoną. Zwróciłem uwagę, jak jej oczy
zaszkliły, a usta drgały przez wzbierający szloch. Ów widok mogłem porównać do
martwych ciał krewnych, na które natknąłem się w salonie. Zostałem nie tylko
zraniony, ale i sam musiałem skrzywdzić kogoś innego.
— Przepraszam
— ciągnąłem dalej, choć znajdowałem się na skraju załamania. — Domyślam się jak
to brzmi, więc…
Przerwała mi,
zatykając dłonią moje usta. Uśmiechała się i mrużyła oczy, choć wiedziałem, iż powstrzymywała
się od złości i płaczu. Byłem równocześnie ofiarą i sprawcą. Odebrano mi
rodzinę, a tymczasem zmuszałem się do skonfiskowania jej kogoś ważnego. Dopiero
w tym momencie pojąłem, jak cholernie siebie nienawidziłem.
— Sądzisz, że
się nie domyśliłam? — Zaczęła powoli, co chwile stopując i zastanawiając się co
dalej powiedzieć. — Znam cię Nishiki zbyt dobrze.
— To nie jest
pochopna decyzja. Uwierz mi.
— Wierzę —
rzuciła bez namysłu.
Zdziwiony, odsunąłem
się od niej.
— I tylko tyle
masz do powiedzenia?
Poczułem jej
dłoń, która zaczęła gładzić mnie po policzku. Przytrzymałem jej rękę, nie
chcąc, żeby przestawała. Pragnąłem ostatni raz napoić się naszą bliskością.
— A co byś
jeszcze więcej domagał się usłyszeć? — Tym razem nie powstrzymała się i
rozpłakała. — Przecież dobrze wiesz, że nie marzę cię stracić! I choć jestem
wściekła, nie potrafię powiedzieć, że po zerwaniu cię znienawidzę. Niby jesteś zdolny,
ale czasami zasiejesz taką głupotą, że szkoda gadać!
Bez pohamowań
zaśmiała się, próbując nie stworzyć z naszego spotkania katastrofy.
— Nie podoba
mi się, że tak po prostu pozwalasz mi odejść — stwierdziłem oschle. — Wylatuję
do Europy i spodziewałem się usłyszeć słowa sprzeciwu, bądź namawianie, abym
zabrał cię ze sobą.
— Gdybyś nie
martwił się o moje bezpieczeństwo, porwałbyś mnie bez mojej zgody.
W sumie miała
rację…
— Kocham cię —
powiedziała w najmniej oczekiwanym monecie. — To nic złego, że kieruje nami
zdrowy rozsądek. Życie to nie romans, tutaj trzeba umieć myśleć racjonalnie i
dokonywać najkorzystniejszych decyzji, nie tylko dla samych siebie, ale i
innych. I tak właśnie oboje zgodziliśmy się postąpić. Po prostu boimy się siebie
stracić w przypadkowej sytuacji, dlatego przyśpieszyliśmy to, co mogłoby się okazać
nieuniknione.
Nie wiedziałem
co powiedzieć. Byliśmy jeszcze zbyt młodzi, a staraliśmy się zachować najdojrzalej
jak się dało. Nie sposób opisać tęsknoty, która poczęła rodzić się w moim
sercu. Kimi miała rację. Myślałem podobnie i w porównaniu do niej nie umiałem tego
wyrazić. To ona zapoczątkowała naszą miłość i również potrafiła, w porównaniu do
mnie, doprowadzić do zakończenia. Była odważniejsza, i choć w jakimś stopniu ją
zraniłem, nie ukazała tego. Przysiągłbym, że jeszcze chwila, a zmieniłbym
zdanie, jednakże musiałem pokierować się (co sama określiła) trzeźwym umysłem.
Bez pohamowań złożyłem na jej ustach nasz ostatni pocałunek.
OD AUTORA: Zdaję sobie sprawę, że rozdział nie pojawił się od dawna, aczkolwiek nie traktuje pisania, jak wyścigi, więc przez brak weny nie trudziłam się, żeby na siłę sklecić zdania, które i tak bym usunęła i zaczęła wszystko od nowa. Notka ma niecałe 23 strony w Wordzie i jak mam być szczera, dawno już nie byłam tak zadowolona z czegoś, co sama stworzyłam. Także, mam nadzieję, że mój nagły powrót chęci do pisania Was ucieszy. Jeśli rozdział siódmy również nie ukaże się szybko, wiedzcie, że nie zamierzam opuścić tego opowiadania. Do następnej ^^